piątek, 31 maja 2013

Wykopałaś swój grób, teraz połóż się w nim.

Wiktoria:

   „Następnego dnia będzie lepiej” – ta myśl zawsze przechodzi mi przez głowę, przed zaśnięciem. Lecz nie jest lepiej. Jest tak samo, tylko kolejny dzień przyzwyczaja do danej sytuacji. Tak było i w moim przypadku. Starałam się z pomocą Zbyszka żyć normalnie. Wstawałam rano, jadłam, piłam kawę, robiłam poranną toaletę. Żyłam, choć nie chciałam, choć nie umiałam. Brunet namówił mnie także na codzienne sesje z psychologiem. Chodzę, opornie bo opornie, ale chodzę. Dla Mii, dla Zbyszka, po części i dla siebie. Zibi jest ze mną codziennie. Jestem mu za to niezmiernie wdzięczna. Dorze wiedzieć, że jednak komuś na mnie zależy, że takie osoby jak Mia czy Zbyszek się mną interesują.
Wyszłam z łazienki ubrana i pomalowana. Bartman miał być tu lada chwila. Tym razem zabiera mnie na zakupy i trening jastrzębia. Nie chce abym została sama choć na chwile, wtedy wracają czarne myśli.
Podeszłam do pokoju Mii, zapukałam lecz nikt nie odezwał. Pociągnęłam za klamkę, lecz nie ustąpiły. Czyżby jej już nie było?
     - Mia? – Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam jej numer. Gdzie ona mogła wyjść o dziesiątej rano? I dlaczego nie słyszałam jak wstaje? Poczta głosowa włączyła się od razu. Nagrywając jej wiadomość na sekretarce otworzyłam drzwi do mieszkania, wpuszczając Zbyszka i Michała. Wskazałam że mają iść do kuchni, prosząc Mię w wiadomości, aby się do mnie odezwała.
    - Cześć, gotowa? -Pokręciłam głową wskazując na szklankę świeżo zaparzonej kawy.
    - Michał, wiesz o której Mia wyszła wczoraj w baru? – zapytałam od razu by zaspokoić swoją ciekawość.
    - Około jedenastej, a dlaczego pytasz? - moje pytanie trochę zbyło go z pantałyku.
    - Ktoś ją odprowadził? – chłopak pokręcił przecząco głową, a mi serce podskoczyło do gardła. Nie spałam do północy, a skoro wyszła z klubu tak wcześnie powinnam usłyszeć jak wchodzi. Jej kurtka nie wisiała na wieszaku, butów nie było, a piżama po nocy nie leżała w koszu na pranie. Nie słyszałam aby wstawała, a Mia zachowuje się tak cicho jak słoń w składzie porcelany. Do tego ten wyłączony telefon. Praktycznie wyrzuciłam kubek do zlewu, biegnąc w stronę jej pokoju. Poczęłam walić pięścią w drzwi i krzyczeć aby je otworzyła. Zaskoczeni siatkarze pojawili się za mną.
    - Wiki co jest? – Bartman złapał mnie za ręce, odciągając kawałek na bok.
    - Mia, Mia jesteś tam? – zdenerwowany moim zachowaniem Michał, zaczął powtarzać moje czynności. Słuchając wszystkiego co im mówię Zbyszek z Michałem, patrzyli na mnie niedowierzająca. Chciałam wierzyć że moja teoria jest mylna, lecz na razie nic na to nie wskazywało.
    - Mia bo wyważymy drzwi! – Brunet krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłam. I kiedy wraz z Michałem zabierali się do roboty, usłyszałam chrupot zamka. Mia pojawiła się w drzwiach w za dużej bluzie należącej do Kubiaka. Jej twarz zasłaniały włosy nakryte kapturem, co od razu mi się nie spodobało.
    - Mia, co ty odwalasz, przestraszyłam się! -chciałam ją przytulić, ale wyciągnęła przed siebie dłonie, tak że nie mogłam do niej podejść. Głowę opuściła więc nie widzieliśmy jej twarzy. Spojrzałam na Michała, który wpatrywał się w dziewczynę z otwartymi ustami. Poczułam dłoń Zibiego na moim ramieniu, on także wyczuł że coś jest nie tak.
    - Wzięłam tabletki nasenne, nie słyszałam was – wyminęła nas chcąc zapewne udać się do łazienki. W ostatniej chwili Zbyszek złapał ją za przedramię, a z jej ust wydobył się krzyk. Krzyk tak przeraźliwy, że aż zastygłam w bezruchu.
    - Precz z łapskami Bartman! – jej głos był srogi, tak nienaturalnie chciała to okazać. Podeszłam do niej szybko. Musiałam dowiedzieć się co się stało. Czy ktoś jej coś zrobił? Widziałam,że chce jak najszybciej od nas odejść. Tak abyśmy nie zobaczyli jej twarzy. Lecz nie przypuszczałam, że gdy Mia uniesie lekko głowę by na mnie spojrzeć, moje najgorsze przypuszczenia urzeczywistnią się.


Mia:

    Dopiero gdy usłyszałam jak cała trójka zachłystuje się powietrzem zrozumiałam, że popełniłam błąd. Instynktownie spojrzałam na Michała. Obserwował mnie ze łzami w niebieskich oczach. Zibi zakrył usta dłonią i zrobił krok do przodu. Ja w tym czasie zrobiła krok w tył, odpychając od siebie rękę Kubiaka.
   - Aż tak źle to wygląda? – spróbowałam się zaśmiać, lecz nic z tego nie wyszło. Wiktoria patrzyła na mnie przerażona. W chwili gdy ją obserwowałam, Michał wykorzystał sytuacje i delikatnie dotknął mojego policzka. Spięłam wszystkie mięśnie, aby nie zacząć krzyczeć. To nie pomogłoby mi ich przekonać, że nic mi nie jest. Przeniosłam na niego wzrok. Jego błękitne oczy patrzył na mnie z żalem, zniosę wszystko tylko nie litość.
   - Nic mi nie jest. Spadłam ze schodów na klatce. Zaczepiłam się o pasek i runęłam prosto na twarz– próbowałam ich przekonać, ale widząc te miny, mogłam śmiało rzec, że mi to nie wyszło.
   - Wiktoria, nie płacz. To nic takiego. Już nie raz spadłam ze schodów.
   - Mia nie kłam –Zbyszek wydawał się być zmartwiony. Dlaczego? Przecież chciał abym cierpiała. I cierpię, lecz nikt nie będzie o tym wiedział. Wiktoria ma swoje problemy, Machał życie, a przed Zbyszkiem nie chcę ukazywać swoich słabości.
   - Nie kłamię. To nic takiego. Michał ty mi wierzysz? – żadne z nich mi nie wierzyło. Dlatego poczęłam tłumaczyć wszystko od początku. Kłamałam mówiąc, że wywróciłam się na schodach. Nic takiego nie zaszło. Kłamałam mówiąc, że nałykałam się tabletek. Kłamałam jak z nut. Nie wywróciłam się na schodach, nie nałykałam tabletek, nie spałam. Bałam się całą noc. Myślami powracałam do tamtych chwil. Jeślibym zasnęła, mój oprawca wróciłby we śnie.
Widziałam jak z każdym kolejnym słowem mina Wiktorii z przerażonej zmienia się w zatroskaną. Michał także odetchnął mrucząc coś do siebie pod nosem, a Bartman nadal patrzył na mnie zielenią swych oczu.
   - To moja wina Mia. Gdybym cię nie namówił no pójścia, nic by się nie stało. Ale na szczęście to tylko upadek, gdyby to było coś innego, powiedziałabyś nam! - nie mogłam się nie zgodzić ze słowami Zbyszka. Gdyby nie on nic by się nie stało. Pokiwałam tylko głową lekko wyginając usta w delikatny uśmiech. Chłopak podszedł do mnie łapiąc za ramiona.Wyszeptał ciche przepraszam, lecz nie byłam pewna czy mu wierzyć. Jutro znów będzie to samo. Nie wiedziałam też za co konkretnie mnie przeprasza.
   - Nic mi nie jest – strąciłem jego dłonie, a w zamian poczułam jak Wiktoria przyciąga mnie do siebie. Objęłam ją ignorując ból wywołany jej uściskiem.
   - Wiki, jestem w jednym kawałku, ale nie ściskaj mnie tak mocno, bo jednak wszystko mnie boli. – odskoczyła ode mnie,mrucząc bezgłośnie „przepraszam”. Wyszłam z korytarza udając się do łazienki. Blondynka z siatkarzami miała w tym czasie już wyjść załatwiać swoje sprawy. Odkręciłam wodę pod prysznicem i ściągnęłam z siebie michałową bluzę i legginsy.Spojrzałam na swoje posiniaczone ciało. Znów poczułam obrzydzenie do samej siebie. Pod powiekami poczułam łzy. Lecz nie, nie będę płakać. Zacisnęłam pięści spinając mięśnie twarzy. Nie chce być już słaba. Zjechałam na dół po ścianie czując gorące krople wody na ciele. Nie, nie zmyłam dzięki temu niechęci do swojej osoby. Zmyło o brud pozostawiony po tamtym mężczyźnie. Po wyjściu z łazienki nie spodziewałam się nikogo, a tym bardziej Michała. Michała, który siedział na fotelu i bezczelnie wlepiał wzrok w moją bluzę.
   -Co ty tu robisz?– podszedł do mnie odgarniając kosmyk włosów z czoła.
   - W świetle wygląda to gorzej, powinnaś pójść do lekarza – strąciłam jego dłoń, prychając.
   - Nie będziesz mi mówił co mam robić.
   - Chciałem tylko…
   - Gówno mnie to obchodzi! Wynocha stąd! – wskazałam mu drzwi ze stanowczą miną. – Ustaliliśmy wczoraj wszystko. Trzymajmy się tego.
Nie chciałam aby tu był. Nie chciałam aby patrzył na mnie gdy tak wyglądam. Ponad to, iż wiem, że to Michał boje się być z nim sam na sam. Widziałam jak kręci głową z dezaprobatą, na moje słowa. Lecz nic sobie z tego nie zbroiłam.
    - Martwię się o ciebie Mia. Nie parafie wyrzucić cię z mojego życia. Odkąd na nowo się w nim pojawiłaś, nie mogę przestać o tobie myśleć, mówić, a nawet śnić – nie chcąc go dalej słuchać, odwróciłam się napięcie i ruszyłam do kuchni. Nie zrobił sobie z tego nic, nadal podążał za mną.
   - Twierdzisz, że nic do mnie nie czujesz. A ta bluza… należała do mnie – zatrzymałam się gwałtownie stając przed nim. Cała złość jaka we mnie była wybuchła. Ściągnęłam bluzę i rzuciłam ją w jego kierunku. Ta odbiła się od jego klatki piersiowej i spadła na podłogę. Nie zareagował parząc na mnie. Jego oczy znów zrobiły się ciemne jak przed kilkudziesięcioma minutami. Nagle podszedł do mnie łapiąc za ramiona i przyparł do ściany. Skuliłam się w sobie. Gula w gardle nie pozwalała mi krzyczeć.
   - Kto ci to zrobił?– potrząsnął mną tak, abym na niego spojrzała. Łzy wypłynęły mi z oczu. Bałam się, bałam się Michała.
   - Puść mnie –wyszeptałam patrząc w dół. Nic dziwnego że tak zareagował. Przecież cały brzuch zdobiły różnego rodzaju siniaki. Puścił moje ramiona, a ja z bezsilności upadłam przed nim na kolana.
    - Przepraszam Mia,nie chciałem cię wystraszyć. Powiedz tylko kto ci to zrobił a zabije sukinsyna– znów dostrzegłam łzy w jego cudownych oczach. Za dużo ich jak na jeden poranek. Widząc jego zmartwioną twarz, cały strach odleciał gdzieś daleko. Kubiak nigdy nie skrzywdziłby mnie fizycznie. Jeśli miałabym być dzisiaj czegoś pewna, to właśnie tego. Delikatnie złapałam w palce materiał jego bluzki, przyciągnęłam go do siebie tak, aby mnie objął. Zrobił to zakładając na moje nagie ramiona zdjęty przed chwilą materiał.Otoczona jego ciałem, leżałam bezwiednie słuchając jak płacze. Michał Kubiak płakał przy mnie po raz pierwszy. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Serce łamie się na milion kawałków, dusza krzyczy,a rozum choć chce nie potrafi myśleć racjonalnie. I mimo iż to ja, tak bardzo potrzebowałam pocieszenia, wcieliłam się w rolę pocieszycielki. Nie wiem dlaczego płakał, obawiam się że to moja wina.


   Na zegarze dochodziła dziewiąta wieczorem. Wiktorii i Zbyszka jeszcze nie było. Udało mi się przekonać dziewczynę, aby poszła do psychologa na dzisiejszą sesje i się martwiła się mną. Pewnie Zbyszek zabrał ją na kolacje. Michała także nie było.I mam nadzieję, że nie zobaczę się z nim, aż do mojego pojawienia się na kolejnym meczu w Warszawie. Nie miałam co ze sobą zrobić. Spać nie chciałam, bałam się śnić. W telewizji nie grali nic ciekawego, a Internet przewertowałam już piętnaście razy w ciągu dzisiejszego dnia. Siedzenie bezczynnie tez odpadało, za dużo wtedy myślę. Ból fizyczny zelżał, teraz bolała tylko psychika. Przemknęłam do pokoju, aby założyć czarno-pomarańczową bejsbolówkę na głowę. Na korytarzu ubrałam kurtkę i buty po czym łapiąc kluczyki od auta wyszłam z domu. Ulice przemierzałam spokojnie kierując się w wybrane miejsce. Zatrzymałam się przed uliczką, mając idealny widok na jej wnękę. Żadna lampa jej nie oświetlała, a śmietniki były wypełnione po brzegi. Odnajdę tego skurwiela. Odnajdę i pożałuje że wtedy stanął na mojej drodze. Sama wymierzę sprawiedliwość. Wycofałam się z miejsca kierując się do głównej ulicy miasta.Zatrzymałam się na żółtym świetle. Z piskiem opon ruszyłam gdy kolor zmienił się na czerwony. Z uśmiechem patrzyłam jak ludzie oglądają się za mną, a kierowcy samochodów hamują, aby we mnie nie uderzyć. Śmiało, niech biją właśnie tego chcę. Przyśpieszyłam znacznie,serce biło mi jak oszalałe, a adrenalina bila do głowy. Krzyknęłam głośno „Kocham cię Michał” patrząc jak ciężarówka jedzie prosto na mnie.



Lipiec 2011

  Jej powieki były ciężkie jak ołów, a usta pragnęły wody. Mruknęła coś pod nosem przekręcając się na drugi bok. Natrafiła na coś ciepłego i miękkiego. Gdy podniosła powiekę, nie zdziwiła się na widok jakiegoś mężczyzny obok. Ot dziwiłaby się gdyby go tu nie zastała.Trąciła go ręka, a on jękną wyciągając się.
  - Co ty tu jeszcze robisz? – odezwała się nienagannym francuskim otaczając się kocem. Nie pytała co Francuz robi w Hiszpanii. Nie obchodziło jej to.
   - Liczyłem na śniadanie –jej lekko cyniczny śmiech wypełnił pomieszczenie. Jedyne na co mógł liczyć o na butelkę wody, na kaca. Odpaliła papierosa siadając na łóżku, tyłem do niego. Zaciągnęła się, a tytoń otulił jej płuca.
  - Palenie zabija – poczuła jego miękkie wargi na plecach. Znów się zaśmiała przenosząc na niego wzrok.
   - Mężczyźni tez – pozwoliła, aby musnął jej wargi kładąc dłoń na udzie.
  - Ja jestem niegroźny. To co, mogę zrobić śniadanie?
Po chwili patrzyła jak mężczyzna krząta się po kuchni w samych bokserkach, próbując zrobić coś zjadliwego. Co było trudne zważywszy na to, że jej lodówka święciła pustkami.
   - Przypomnij mi swoje imię – zwróciła się do mężczyzny przełykając to co miała w ustach.
   - Antonin Rouzier. Jestem siatkarzem Mio –zachłysnęła się herbatą, a po chwili wyrzuciła go na zewnątrz, by nazajutrz znów wpuścić go do środka. Przychodził z butelka wina i prześlicznym francuskim uśmiechem towarzyszącym mu każdego dnia.

Tak, Antonin był jednym z moich wielu kochanków. Tak,wiedziałam że jest zaręczony. On wiedział, że ja byłam związana z Tobą. On nie mógł się przywiązywać, ja nie chciałam. Odpowiadał nam taki układ. Tylko seks, nic ponad to. Spędzaliśmy ze sobą czas, były też takie dni kiedy leżeliśmy w łóżku rozmawiając o żuciu. Lecz nic to dla mnie nie znaczyło. Wiem że jestem suką, byłam nią i będę. Nie przeszkadza mi to teraz, nie przeszkadzało i nie będzie. Mówiłam Ci już. Mia – ta słodka i grzeczna leży w grobie. Tak Michaś, życie jest brutalne. Powiedzieć Ci coś zabawnego?
Jeszcze nie znasz najgorszej wersji mnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz