niedziela, 23 lutego 2014

Wiatr, który zwalił moje serce

Mia:
   Nigdy nie wierzyłam w bajki, w miłość taką, jaką przedstawiają na hollywoodzcy reżyserzy w swoich filmach, czy w historie rodem z oper mydlanych. Ktoś tam na górze zadbał o to bym już jako mała dziewczynka wiedziała, że nie wolno za bardzo bujać w chmurach. Nigdy nie czekałam na księcia z bajki, na to że moim ojcem okaże się jakiś bogaty biznesmen, a matka nagle pojawi się w progu mojego domu i powie mi że tak naprawdę żyje. Taki życie tylko w brazylijskich telenowelach, a moje nie odgrywa w nich ani jednej sceny.
  Nie mogłam uwierzyć patrząc na to co się dzieje. Jak Marichuy mogła powiedzieć dla Juan Miguel San Roman'a  że go nie kocha? Przecież wiadomo, że jest inaczej! A ten głupi uwierzył! Czy mężczyźni nie są głupi? Głupi jak Anto, który nadal nie odbiera, głupi jak Michał, który ciągle dzwoni oraz głupi jak Konrad, który ciągle wypisuje na mój telefon te głupie SMSy. Brakuje jeszcze tylko Bartmana i jego porad dla ubogich. Dzisiejszy dzień postanowiłam przeleżeć na kanapie nie robiąc nic pożytecznego. Miałam doła tak okropnego, że nawet pożeranie dwu litrowych lodów i oglądanie serialu nie pomagało. Chciałam tylko jednego, by mój telefon naglę zadzwonił, a na wyświetlaczu pojawił się numer Rouziera. 
Jak wielkie było moje rozczarowanie gdy za każdym razem wyświetlał się numer Kubiaka. Dzwonił chyba co pięć minut tak jakby nie rozumiał, że celowo nie odbieram. Telenowela dobiegła końca, więc wyłączyłam telewizor i postanowiłam się przespać. Powinnam coś zjeść, ale mój żołądek został zapchany toną lodów truskawkowych, więc na samą myśl o czymś do jedzenia robiło mi się niedobrze. 
Kiedy pomału czułam jak ogania mnie błogi sen, dzwonek do drzwi rozbrzmiał tak donośnie, że podskoczyłam przestraszona. W pierwszej chwili próbowałam ignorować intruza. Lecz gdy po chwili rozległo się donośne pukanie, leniwie podniosłam się z miejsca. Może Antonin postanowił porozmawiać ze mną w cztery oczy? Jęk rozpaczy wydobył się z moich ust, na widok Gabryjela. 
    - Czego? - warknęłam nie starając się być nawet miła. 
    - Jest Wiktoria? - nonszalancko oparty o framugę drzwi wpatrywał się we mnie z zaciętą miną.
    - Nie ma - jego stopa skutecznie zatrzymała drzwi, które usiłowałam zamknąć tuż przed jego nosem.

    - Kiedy będzie? 
    - Dla ciebie nigdy. A teraz zabieraj się stąd. - próbowałam być w miarę możliwości uprzejma, choć miałam ochotę walnąć go sztachetą w łeb. 
    - Powiedź jej, że byłem, okej?
    - Nie - zatrzasnęłam drzwi i zdenerwowana chwyciła za paczkę papierosów na komodzie. Co za bezczelny tym. Po cholerę znów tu przyjechał i usilnie stara się porozmawiać z Wiktorią? Czy nie widzi jak dużo dziewczyna ma teraz na głowie, nie potrzebuje jego z powrotem w swoim życiu. Nie dochodzę nawet do drzwi balkonowych kiedy znów rozbrzmiewa się dzwonek. Co za... Zirytowana otwieram drzwi z impetem.
     - Czego!? - warczę na osobnika. - Monika?
     - Jest tu Michał? - patrze na nią jak na ducha. Podkrążone i zaczerwienione oczy od płaczu, rozcięta warga i łuk brwiowy. Stoi skulona pod moimi drzwiami i szuka swojego narzeczonego. Dlaczego akurat u mnie. To że wydzwania do mnie od wczoraj, nie oznacza że tu jest. 
     - Nie ma go. - odpowiadam dużo łagodniej i robię jej miejsce żeby weszła. - coś się stało?
     - Nie będę wchodzić do środka. - kręci głową i patrzy na mnie zaszklonymi oczami. - Mam tylko prośbę. Znajdź go dobrze. Od wczoraj go nie ma, nie odbiera ode mnie, Zbyszek nie wie gdzie jest. A ja wiem, że tylko ty możesz z nim porozmawiać. 
      - Ja? - nie potrafię powiedzieć nic innego, a moja zdziwiona mina mówi sama za siebie. Monika mruczy coś jeszcze pod nosem i odchodzi, a ja zostaje sama w całkowitym otępieniu.  Dlaczego do cholery ja? 
No i szlak trafił mój leniwy dzień. Odkładam papierosa do paczki, ubieram się i wychodzę. Schodząc po schodach wybieram numer Kubiaka i dzwonie. Niech go szlak, ja trzeba to tępa pała nie odbiera. Nie poddaje się i dzwonię po raz kolejny. Odbiera dopiero za siódmym razem i wita mnie pijackim głosem. 
    - Kubiak gdzie ty do cholery jesteś? - Udaj mi się nie krzyczeć, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi osób na ulicy. Coś tam bełkocze, że musi topić swoją zranioną dusze w alkoholu i podaje nazwę mało mi znanego pubu. Rozłączam się i natychmiast łapię taksówkę. Po niecałych piętnastu minutach jestem pod obskurnym budynkiem, a taksówkarz żąda ode mnie 25 złotych za kurs. Co za ździerstwo, przyjechałabym autobusem gdybym wiedziała. Zirytowana popycham drzwi wejściowe i dochodzi do mnie okropny odór palonych papierosów, alkoholu i brudnych toalet. Kubiaka długo szukać nie musiałam. Siedział, a może nawet i leżał na barze dzierżąc w dłoni butelkę wódki. Na ten widok momentalnie ugięły mi się nogi a cala złość gdzieś odpłynęła. Serce mi zamarło, a w oczach pojawiły się łzy. Podeszłam do niego powoli delikatnie dotykając jego pleców.
     - Michał - głos mi drżał od napływających łez. - Misiek co ty tu robisz? 

     - Nie widać, kurwa, pije - spojrzał na mnie a w jego oczach nie było widać nic, poza ogromnym bólem.
     - Choć zabieram cię stąd - złapałam go za dłoń, próbując ściągnąć ze stołka. Lecz to on zaskoczył mnie bardziej, kiedy prawie z całej siły przyciągnął mnie do siebie, tak że o mało nie uderzyłam głową w bar. 
     - Nie pierdol, tylko siadaj i wypija za mną. Jesteś mi to winna -nie wiedziałam dlaczego jest mu coś winna, ale posłusznie usiadłam na stołku. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak pijanego i tak agresywnego. Po raz pierwszy zaczynałam się go bać.
     - Michał, co się stało. Rozmawiałam z Moniką...
     - Nie wypowiadaj jej imienia! - krzyknął tak gwałtownie, że aż podskoczyłam. Łzy ponownie zaczęły mi nachodzić pod powieki. Spojrzałam na niego, gdy nieudolnie starał się nalać wódkę do kieliszków. Nie wytrzymałam. Odwróciłam głowę i pozwoliłam łzom swobodnie popłynąć. W tym świetle i stanie, na pewno nie zauważy że płacze. 
      - Pij - przysuwa kieliszek bliżej mnie i czeka aż go podniosę. Posłusznie wypijam i już mam zdać mu kolejne pytanie, kiedy on spogląda na mnie ze łzami w oczach.
      - Pewnie sobie myślisz że jestem pojebany. Pierwszy raz widzisz mnie pijanego. A wiesz, że mam powód żeby się najebać i gówno mnie twoje zdanie obchodzi.
      - Michał...
      - Nie przerywaj mi... Wiesz jak to jest być oszukanym. Jak ona mogła mnie tak okłamać. - a więc chodzi o Monikę. W sumie to takie oczywiste. - I to dlatego, że bała się, że mnie straci bo ty się pojawiłaś. - wypija kolejny kieliszek i tym razem mnie nie częstuje. Butelka jest już pusta, a Michał chce przywołać barmana. 
     - Nie, Michał proszę już starczy - z całej siły obracam go w moją stronę, - Proszę cię już dość, nie pij już więcej. ie tutaj. 
     - A gdzie mam pić! - wyrywa rękę z mojego uścisku i znów obraca się do baru.
     - U mnie. - wypowiadam te słowa szeptem. Michał słysząc je odwraca się i wstaje. Jest tak pijany, że ledwo stoi o własnych siłach, a ja jestem za niska by go udźwignąć. Alkohol chyba dopiero teraz zaczął naprawdę działać bo Kubiak zawisł na mnie całym ciężarem, tak że o mało się nie wywaliłam. Jakim cudem udało mi się wywlec go na zewnątrz złapać taksówkę i wciągnąć na górę do mieszkania. Płakałam cicho prawie z każdym jego krokiem i każdym jękiem. Nie chciałam widzieć Michała tak cierpiącego, nie chciałam widzieć jak płacze razem ze mną jadąc taksówką. 
Położyłam go delikatnie na moim łóżku. Zaczęłam zdejmować mu niepotrzebne ubranie, zostawiając tylko koszulkę i bokserki. Otuliłam go kołdrą i usiadłam na skraju łóżka. 
    - Nie wiem co się stało Michale, ale wszystko się ułoży - zaczęłam delikatnie przemawiać głaszcząc go po głowie. - Jesteś zbyt silny by cokolwiek mogło cię złamać, wierze w to. - w uszach nadal huczały mi jego słowa: " bo ty się pojawiłaś" . - Nie chcę żebyś cierpiał. 
Całuję go w czubek głowy i podnoszę się powoli. Nagle, jego ciepła dłoń łapie mnie za nadgarstek. Odwracam się i natrafiam na jego zaszklone oczy. 
    - To wszystko twoja wina Mia. Żałuje, że znów pojawiłaś się w moim życiu. Nienawidzę cię, słyszysz, nienawidzę.