piątek, 31 maja 2013

Dotknij mnie, a zaczne krzyczec.

Mia:

   Czy Wy też stoicie przed drzwiami mieszkania osoby, z którą chcecie porozmawiać, ale boicie się zapukać? Kładziecie rękę na drzwiach, lub dzwonku, lecz zaraz ją zabieracie szepcząc do siebie „no dalej”. Serce biło mi tak przeraźliwie szybko, krew pulsowała, a ja nadal nie potrafiłam tego zrobić. Westchnęłam głośno i szybko zapukałam. Musiałam to zrobić, prędzej czy później. I choć tym razem wolałam mieć to za sobą. Nie chciałam odkładać tej rozmowy w nieskończoność, choć ta jest mniej ważna niż ta, która mnie dopiero czeka. Ze zdenerwowania podskakiwałam z nogi na nogę, tak jakby chciało mi się siku, musiałam wyglądać idiotycznie.
    - Tak? – w drzwiach pojawiła się Monika, z małym chłopczykiem na rękach. – O, Mia co ty tu robisz?
    - Zastałam Michała? – uśmiechnęłam się do chłopca, po czym przeniosłam wzrok na Monikę. Powstrzymałam się od uwagi na temat jej pytania. Bo co mogę robić pod drzwiami ich mieszkania? Biwakować!?
    - Nie, właśnie się z nim minęłaś, wejdziesz? – zamrugałam oczami krzywiąc się nieznacznie. Chyba to zauważyła bo spojrzała na mnie z przemiłym uśmiechem. Ona cała jest tak… cholernie uprzejma. I to jest najgorsze, bo nawet gdybym chciała, nie potrafię jej polubić. – Słuchaj, wiem że byliście z Michałem przyjaciółmi. I wiem, że jesteś dla niego ważna. Wasza znajomość mi nie przeszkadza.
Przyjaciółmi? Doprawdy?
    - To… Michał pojechał już na trening? – uśmiechnęła se kiwając głową. Ja nadal dzielnie trzymałam się, aby nie powiedzieć nic głupiego i nie musieć jej przepraszać.
    - Wiesz, wraz z Miśkiem i Zibim urządzamy tu małą imprezkę sylwestrową. Może wpadniesz z Wiktorią?
    - W co ty grasz Monika? – jej zdziwiona mina powinna dać mi do zrozumienia, że nie ma pojęcia o czym mówię. Lecz nie, ja musiałam dokończyć to co zaczęłam. – Nie musisz znaczyć swojego terenu. „Urządzamy”, „Z Miśkiem”, nie musisz mi pokazywać, że on jest teraz twój. Więc przestań być tak cholernie miła, bo szlag mnie traf.
    - A Michał mówił, że jesteś miłą dziewczyną. Chyba dawno z tobą nie rozmawiał. A ja po prostu chciałam być uprzejma, Mia. Lecz teraz… – nie dokończyła zamykając mi drzwi przed nosem. Znów pokazałam się od strony wrednej suki. Świat wraca do normy!

  Na halę dotarłam w niespełna piętnaście minut. Przyszykowałam się do pracy, po czym mogłam z czystym sumieniem ruszyć w stronę zawodników. Stukot szpilek rozniósł się po hali, w której pomału zaczęli zbierać się kibice. Odszukałam wzrokiem Michała i ruszyłam ku niemu. Bernardi uśmiechnął się do mnie, mówiąc coś, że mam go oszczędzić i nie robić mu zdjęć z profilu. Roześmiałam się serdecznie obiecując, że nie będę.
    - Możemy porozmawiać? – rzuciłam bawiąc się srebrnym pierścionkiem ze zdenerwowania.
    -Pewnie – chłopak podniósł się z miejsca i podszedł do mnie.
    -Chodź tam- wskazałam na wyjście, czując na sobie nieufne spojrzenie Zbyszka. Nogi miałam jak z waty, lecz dzielnie się trzymałam. Na holu usiadłam na krzesełku, a Michał zrobił to samo.
    - O co chodzi? – splotłam ze sobą palce,przenosząc na niego wzrok.
    - To co miało miejsce dwa dni temu, nie powinno się wydarzyć.
    - To był tylko pocałunek. Nic nie znaczył – wzruszył ramionami kładąc dłoń na moim kolanie. Zachłysnęłam się powietrzem na jego słowa.
    - Nie rób tak! – poderwałam się z miejsca, jak parzona. Każdy kontakt z jego skóra przyprawiał mnie o motyle w brzuchu. Nie chciałam ponownie ich czuć.
    - Jak?
    - Nie dotykaj mnie, nie patrz na mnie, nie rozmawiaj ze mną! – kłamstwa stały się częścią mnie. I mimo iż nie były one wielkie, były bolesne. Widziałam wyraz jego twarzy, w oczach kryło się coś, co wręcz mnie przeraziło. Ten strach krzyczący z niebieskich tęczówek.
    - Co ty wygadujesz Mia? – złapał mnie za ramiona, zaciskając na nich palce. – Nie rozumiesz, że łaknę jakiegokolwiek kontaktu z tobą? Nie widziałem cię tak dług. Balem się o ciebie, wciąż się boje. Dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego odeszłaś? – łzy w jego oczach wydawały się nieprawdopodobne. A jednak, tam były.
    - Przestań Kubiak! Nie kłam już. Popełniłam błąd wyjeżdżając bez słowa, wiem. Lecz jak mogłeś mnie tak perfidnie okłamywać? Każde „Kocham Cię”, było kłamstwem. Nasz związek był fikcją, zwykłym zakładem, prawda? – założyłam ręce na piersi patrząc na niego znacząco. - Nawet nie zaprzeczasz.
    - Zakład był to prawda, ale zakończył się w momencie, w którym się w tobie zakochałem. Nie rozumiesz? Ciebie nie da się nie kochać! Popełniłem błąd, zakładając się ze Zbyszkiem, ale go naprawiłem. Gdybyś dała mi się wytłumaczyć…
    - Ale nie dałam – odparłam wyrywając się z uścisku.
    - Żadne „Kocham cię” nie było kłamstwem. – położył dłoń na mojej twarzy, ścierając kciukiem łzy. – To prawda, kochałem Cie.
Zaskoczona odskoczyłam od niego, a mój wzrok powędrował nad jego ramię. Patrzyłam na tłum dziewczyn nie wiedząc co zrobić. Michał odwrócił się podążając za moim wzrokiem.
    - Koniec przedstawienia! – nie patrząc na niego, pobiegłam na halę,aby jak najszybciej od niego uciec.

    -Więc tym razem, tez nie dasz się wyciągnąć na piwo? – pokręciłam głową patrząc na Łukasza. Nie mogłam iść i zostawić samej Wiki.
    - Nie mogę, muszę wracać do Wiktorii.
    - Nie musisz – spojrzałam na przechodzącego obok Zbyszka. Uniosłam brwi do góry.
    - Jak to nie muszę?
    - Ja idę do niej. Ty idź z chłopakami.
    - No to postanowione. Idziemy do Ambasady. - Łukasz odszedł od nas, krzycząc że idę z nimi, a ja odwróciłam się do Zbyszka ze wściekłą miną.
     - Po co się wtrącasz, nie chciałam tam iść.
     - Wiem, ale będzie tam Michał z Monią. Pocierp trochę patrząc na ich szczęście. – zaśmiałam się sarkastycznie, aby ukryć przed nim moje zaskoczenie.
     - Niezły jesteś! Najpierw mnie przepraszasz, a teraz takie coś. Rozdwojenie jaźni Bartman?
     - Nie, chcę ci uświadomić co żeś straciła. – prychnęłam patrząc na niego spad byka. Buc zaczynał mnie wkurzać.
      - Z twoja pomocą to straciłam. Dobrze o tym wiesz.
      - Mówisz teraz o zakładzie? Michał wycofał się z niego po jakimś miesiącu.
      - Ale jednak się założył. To, że się wycofał nie ma znaczenia – stwierdziłam z przekąsem.
      - O co się znów kłócicie? – główny zainteresowany podszedł do nas z nieciekawym wyrazem twarzy.
      - O nic Kubiak. Nie twój zasrany interes. – podsumowałam zgrabnie i z niemałą satysfakcją, ruszyłam na zewnątrz. Poczekałam chwilę na niektórych zawodników i po chwili ruszyliśmy do klubu.

Odpaliłam papierosa stojąc przed klubem. Nie mogłam już patrzeć na Monikę wtulona w Kubiaka. Na ich czułe słówka i pocałunki. Wyszłam na zewnątrz by choć na chwilę od tego uciec. Zaciągnęłam się papierosem słysząc kroki za sobą.
     - Palisz, pijesz co jeszcze się w tobie zmieniło?
     - Wszystko, Kubak – nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć że to on.
     – Raczej wątpię. Znam cie.
     – I to jest nasz problem Michał. Tak naprawdę się nie znamy. Ja ciebie ani ty mnie. I nie kręć tak głową. Spójrz prawdzie w oczy. Więc skończmy to i odejdźmy. Ta znajomość nie ma sensu - stanęłam przed nim ujmując jego twarz w dłonie. Patrzyłam w te niebieskie oczy, które kocham do granic możliwości.
     - Chyba sama w to nie wierzysz.
     - Wierzę. Po raz pierwszy w coś wierze.
     - I niby komu miało by to pomóc?
     - Monice? Ona cie kocha i wiem, że czuje się zagrożona.
     - Nie wierzę. Mia, czy ty siebie słyszysz?
     - Kochasz ja? – nie odpowiedział, zastanawiał się. – Kochasz?
     - Na swój sposób. Czasami boje się, że już nikogo nie pokocham tak jak ciebie. – choć nie chciałam, łzy wyplunęły mi pod powiek. Michał widząc to chciał mnie przytulić.
     - Nie rób tego. Zakończmy to tu i teraz. Bez zbędnych gestów i słów. Nie przeciągajmy. – po wypowiedzeniu tych słów, wszystko rejestrowałam jakby w zwolnionym tempie. Michał wchodził do środka znacznie dłużej niż powinien a ja obserwowałam go, mając nadzieje, że jednak się odwróci i pocałuje mnie tak jak dawniej. Nic takiego nie nastąpiło.
Oto przyszedł koniec czegoś co wydawało się być wieczne wręcz nieśmiertelne. A jednak umarło i teraz leżało u moich stup. Bezczelnie zdeptałam to przebijając obcasem. Patrzyłam jak krwawi. Pieprzona masochistka.
Zebrałam się w sobie i z powrotem weszłam do klubu by zabrać swoje rzeczy. Odesłałam Polańskiego, który uparcie chciał mnie oprowadzić. Pożegnałam się i wyszłam. Nie przeszkadzała mi późna godzina. Miałam to gdzieś. Serce zbyt mocno mnie bolało, a świadomość, że przecież sama tego chciałam, sama to zakończyłam, nie pozwalała mi oddychać. Szłam, po prostu szlam, nie wiedząc dokąd zmierzam.
Otrzeźwiałam dopiero w chwili gdy usłyszałam szybkie kroki za sobą. Lekko przestraszona odwróciłam się i poczułam jak ktoś zakrywa mi usta i łapie w pasie. Wyrywałam się mając nadzieję, że jednak ucinkę. Siarczysty policzek ostudził moje zapędy do ucieczki. Upadlam na ziemię w ciemnej śmierdzącej uliczce. Błagałam o pomoc, błagałam by przestał. Na nic.
Bił mnie, lecz czym był ten ból w porównaniu do tego co przezywało mniej serce? Po wszystkim uciekł porzucając mnie przy śmietniku. Wystraszył go przejeżdzający radiowóz. Widziałam policyjne światła, lecz nie byłam w stanie się ruszyć. Nie postarał się nawet o to aby mnie zabić. A przecież w tym momencie chciałam umrzeć. Modliłam się o śmierć. Choć i tak już nie żyłam.

Czerwiec 2011
Weszła do mieszkania tylko na chwile.Zapomniała kluczyków od auta. Przecież bez nich nigdzie się nie ruszy. Dwaj mężczyźni nie zauważyli jej obecności. A ona mimo iż nie pochwalała tego, przysłuchała się ich rozmowie.
- Chcę jej powiedzieć o zakładzie- niebieskooki mężczyzna odezwał się jako pierwszy. Zmarszczyła brwi nie wiedząc o co chodzi.
- Powinieneś zrobić już o dawno.
- Tylko jak ja jej to powiem. Związałem się z Tobą dla zakładu , Mia? Załamie się… -
dziewczyna słysząc słowa swojego chłopaka zakryła usta dłonią.Wycofała się po cichu z mieszkania. Zachowywała się normalnie w pracy i na uczelni. Wieczorem poszła do jego mieszkania i zabrała rzeczy. Przyjęła ofertę na uczelni ,wyjechała z kraju. Nic mu nie mówiąc. Sądziła,że ułatwi mu zadanie, już nie będzie musiał z nią rozmawiać.
Rozpłakała się dopiero w swoje służbowej kawalerce. Od tego dnia, jej życie wyglądało już zupełnie inaczej.


Zabij mnie Michał. I tak już nie żyje.
Nienawidziłam tych samotnych wieczorów, kiedy siadałam z butelką wina, papierosem i starymi zdjęciami. Brakowało mi kogoś. Może dlatego znalazłam pocieszenie w obcym mężczyźnie? Jednym, drugim i trzecim.
Pamiętam te noce w Madrycie. Moje nierozpakowane rzeczy. Obcy mężczyzna. I Twoje zdjęcie na szafce. Czy to co dziś mnie spotkało to kara? Pamiętam ten okropny ból, przerażenie i niechęć do samej siebie. Nie wiem co mam robić. Tracę wiarę w świat. A przecież Ty niem jesteś… Uratuj mnie.
Lub nie… zostaw mnie w tej nicości. Tak jak dzisiaj. Znów żałuję, znów postępuje pochopnie. Zamykam oczy i widzę Ciebie. To już taka rutyna. Chyba znów wyjadę. Zabiorę Wiki i wyjadę, odnajdę swoje miejsce na ziemi, z dala od bólu i rozczarowania.
Lecz czy takie miejsce istnieje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz