piątek, 31 maja 2013

Współczucie dla diabła.

Mia:


Ból. Strach. Gniew. Niechęć. Złość. Nienawiść. Zdrada. Gwałt. Ból. Krzyk. Głupota. Nienawiść. Zdrada. Strach. Krzyk.
Za dużo bierzemy, dając za mało. 

 Spoglądam w kubiakowe oczy słuchając słów, które wychodzą z jego ust. Stoję w kuchni, lecz nie jest ona moją kuchnią. Meble nie są nawet podobne, kafelki nie mają tego samego koloru. Kwiaty w wazonie uśmiechają się do mnie promiennie. Nie znoszę kwiatów w domu, kojarzą mi się z cmentarzem. Uśmiecham się do Michała, jakoś tak sztucznie, a on podrywa się z miejsca z wytrzeszczonymi oczami i rozchylonymi wargami. Dopiero po chwili orientuje się, że w moim brzuchu tkwi nóż,a krew brudzi białe kafelki kuchenne.
 Z niemałą pogardą patrze na podskakujące na blacie ziarenka cukru, które przed chwilą rozsypałam. Dziś już drugi raz. Złapałam za szmatkę by zebrać ziarenka. Ten dzień zapowiada się nie lada ciekawie. Jak dziś nie zabije kogoś, albo siebie, będzie bobrze.
Sen który miewam co noc doprowadza mnie już do szalu. Co ma oznaczać ten nuż tkwiący w moim brzuchu? Ktoś zadźga mnie w trakcie snu?
   – Widziałaś gdzieś moje rękawiczki? – odwracam głowę w stronę Wiktorii i zaprzeczam. Bo niby skąd mogę wiedzieć gdzie one są.
    – Idziesz gdzieś?
    – Na zakupy, a potem do pracy. Postanowiłam w końcu wrócić – uśmiechnęłam się. To dobrze, że blondynka wraca do normalnego życia.
    – Może wieczorem siądziemy z butelką wina i porozmawiamy. Ostatnio rzadko to robimy – zalałam wrzącą wodą kubek z kawą. Para uniosła wspaniały aromat pieszczący mój nos.
    – Innym razem, co? Zibi ma jakąś kolacje z klubem. Zaprosił mnie. Będzie Michał i Monia – skrzywiam się na dźwięk imienia zołzy, od Kubiaka. Z chęcią wydrapałabym jej oczy, a fakt, że moja przyjaciółka coraz częściej się z nią widuje, wcale mnie nie pociesza. Czuję, jak bardzo oddalam się z Wiki. Każdego kolejnego dnia coraz mnie się znamy.
    - Słyszałaś nowinę? – kręcę głową nadal się nie odzywając. – Monia zaszła. Michał będzie tatą – mówi to tak radosnym głosem, jakby składała mi życzenia urodzinowe.
 Czy ona właśnie się z tego cieszy? Powinna być zła,smutna, rozżalona, w końcu niedawno straciła dziecko. Na dodatek wcale nie obchodzi ją fakt, że kubek z wrzątkiem rozbija się o kafelki. Mówi mi tylko „pa” i tanecznym krokiem wychodzi z mieszkania. Nie obchodzi jej fakt, że w tym momencie, moje serce upada razem z kubkiem. Rozbiło się tak jak on. A ja zostałam sama, w chwili kiedy najbardziej jej potrzebuje. Wiktoria właśnie zburzyła to co okładałam od niedawna z wielką starannością.  Michał będzie ojcem, nie mojego dziecka.

Zdrada. Ból. Złość. Strach. Gorycz. Gwałt. Złość. Krzyk. Krew. Ból. Zemsta. Gniew. Zdrada.
Za dużo chcemy, robiąc za mało.  
Samotność tym razem nie była moim sprzymierzeńcem. Snułam się po domy, z kąta w kąt nie wiedząc co ze sobą zrobić. Konrad wybrał się na randkę z „piękną brunetką” – jego słowa, a ja nie miałam z kim porozmawiać. W takich sytuacjach rozmawiałam z Wiki, ale chyba nie mam jej nic do powiedzenia. Minuty leciały, a ja z każdą kolejną wciąż powracałam do Michała. Będzie Ojcem! Oparłam ręce na parapecie i przytkałam głowę do szyby. Świat się skomplikował, życie się skomplikowało, ja się skomplikowałam. W końcu zdecydowałam się zrobić coś, co chodziło mi po głowie od kilku dni. Złapałam za telefon, wyszukując w spisie dobrze znany mi numer. Po kilku sygnałach, słyszę dobrze znany mi Francuski akcent. Po czym odzywam się dobrze znanym mi językiem.
   -Bonjour, Antonin. C’est moi Mia. Se souvenir de moi?
   - Mia? Boże jakbym mógł o tobie zapomnieć? – zaśmiał się i to tak cholernie szczerze, że zakuło mnie serce. – Widziałem cię na meczu z Jastrzębiem, ale nie zdołałem do ciebie podejść.
    - Też cię widziałam. Lili była, nie podchodziłam – Słyszę jak prycha pod nosem i jestem pewna, że w tle trzasnęła drzwi.
    - Idę do sklepu po wino. Ty wsiadaj w samochód, rower, hulajnogę, teleportuj się… Nie obchodzi mnie jak, ale masz być u mnie za godzinę. Bez dyskusji. Lili nie ma do końca tygodnia. – rozłączył się i nie obchodziło go to, że nie mam najmniejszej ochoty jechać samochodem, a teleportować się nie potrafię. Kazał mi przyjechać. A kiedy Anto coś karze, mimowolnie wykonuję polecenie nie patrząc na konsekwencje. Tak więc godzinę później, wysiadam z auta stojącego na jednym z Kędzierzyńskich blokowisk. Antonin idzie powolnym krokiem, z rękoma w kieszeni. Kiedy jest już blisko, uśmiecha się szeroko i przytula mnie do siebie, tak po prostu. Wiktorii zostawiłam kartkę, że wrócę za kilka dni. Muszę ogarnąć burdel w mojej głowie. Konrad nie odpisuje na SMS-a, o przełożeniu treningu; randkuje. Mam nadzieję, że zrozumie.
 
  Rozmawiając o totalnych pierdołach, wdrapujemy się na przedostatnie piętro budynku. Wchodzimy do mieszkania, w którym unosi się zapach świeżej pizzy, wina i… Lili. Co gorsza, nie czuję winy, że podczas jej nieobecności nocuję w ich mieszkaniu. Z takim podejściem pójdę do piekła. O ile już w nim nie jestem.
   - Wydajesz się taka smutna -spoglądam w jego oczy, tak jakbym chciała mu przez to przyznać rację. Wyczuwa to i odkłada lampkę wina na stolik, po czym przysuwa się bliżej. – Co się dzieje?
    – Urodzi mu dziecko. Monika jest w ciąży – nie płaczę. Chyba wyczerpałam limit łez. Rouzier patrzy na mnie zadziwiony. Nie wie co ma im powiedzieć, a ja tylko wzruszam ramionami, może trochę zbyt odruchowo. – Ale to chyba nie powinno mnie już obchodzić.
    – Wciąż go kochasz – bardziej stwierdził niż zapytał. Kiwam głową, bo przecież nie ma sensu zaprzeczać.  - To nie to Mia. Coś innego cię tak smuci. Twoje oczy nigdy jeszcze nie były takie smutne. Tu nie chodzi o Kubiaka.
Och, znasz mnie Anto. Znasz mnie lepiej niż moja przyjaciółka. A przecież znamy się tak krótko. Kiedy dostałeś się tak głęboko, wewnątrz mnie?
    -Obiecaj, że nie ześwirujesz – kiwa głową ale w jego oczach dostrzegam niepewność. Może i krył się taż w nich strach? Nie rozszyfrowałam ich do końca.
     – Mam broń w torebce.
     – Kurwa Mia! – podrywa się z miejsca, a po chwili klęka przede mną łapiąc za rękę. – Dlaczego?
     – Chcę się czuć bezpiecznie. Nie, ciebie się nie boje, boje się reszty – jest zdezorientowany, wystraszony, nie dowierza w to co mówię, boi się. Nie, nie mnie, acz o mnie.
     – Mia…
     – Trzy tygodnie temu, gdy wracałam z imprezy, na którą wyciągnął mnie Bartman, napadł na mnie mężczyzna. Pobił mnie i zgwałcił. Jestem… jestem…
     – Nie mów już nic – przytulił mnie do siebie, tak abym mogła płakać w jego bluzę. Lecz nie płaczę, żadna łza nie wypłynęła z moich oczu. Siedzimy w milczeniu. Francuz zapewne trawi to co mu powiedziałam, bo co chwile spina mięśnie i zaciska żuchwę, a serce wali mu jak oszalałe. Ja natomiast bawię się jego zamkiem od bluzy, nie czując nic. Tak jakby życie ze mnie wypłynęło.
     – Gdzie Lili? – pytam by przerwać ciszę, tak naprawdę nie obchodzi mnie to zbytnio.
     – Wyjechała do Francji. Jej mama zachorowała – wzdycham cicho podnosząc głowę to góry. – Jesteś taka śliczna Mia. Taka śliczna.
     – Antek – nie może mi tego mówić. W tym momencie nie jestem śliczna.
     – Nie kłamię. Piękna, silna, tak bardzo silna, a zarazem bezradna i delikatna. Gdybym tylko chciał, mógłbym się w tobie zakochać, wiesz?
 Wiem o tym, nie raz słyszałam to z jego ust. Z ust, które zbliżają się do moich, a ja pragnę ich skosztować. Lecz kładę palec na jego wargach, zadając jedno pytanie.
    -Nie skrzywdziłbyś mnie,prawda? – szepcze krótkie „prędzej umrę” i wpija się w moje wargi. Całuje delikatnie nie chcąc mnie przestraszyć. Antonin już taki jest. Delikatny i czuły. Anto położył się na mnie, z chodząc z pocałunkami na szyję.
     – Mia chcesz tego? – spoglądam na niego wzrokiem pełnym pożądania.
     – Tak. Chce zatrzeć tamten dzień. Chcę poczuć się kochaną. A ty? Zdradzisz ją, znów?
     – W tej chwili liczysz się dla mnie tylko ty.
Między pocałunkami szepcze mi do ucha swoim seksownym głosem, że będzie delikatny, że kocha, że tęsknił. Był delikatny. I na pewno tęsknił. I może kochał, na swój sposób. Ja równie kochałam i jego. Na mój delikatnie pokręcony sposób.

Miłość. Tęsknota. Bezpieczeństwo. Zaufanie. Troska. Delikatność. Nadzieje. Pomoc. Miłość. Pocieszenie. Wsparcie. Tęsknota. Nadzieja. Zaufanie. Miłość.
Za mało pomagamy, żądając pomocy. 




Sierpień 2011:

Wyciągnęła z apteczki wodę utlenioną i plaster, rzucając je na łóżko. Antonin spojrzał na to dość ostentacyjnie. Widziała to i tylko zaśmiała się pod nosem. Nie ruszał jej ten wzrok.
   – Nie trzeba było się bić. - rzekła, dotykając nasączonym wacikiem rozcięcia nad jego brwią.
  – Miałem pozwolić, by tak cie obrażał? Po moim trupie Mia. – żachnął się, a jej zrobiło się ciepło na sercu. Tak dawno nie była dla nikogo ważna.
   – To było szczeniackie. Nie musiałeś się od razu bić – Poczuł się skarcony. Wiedział, że postąpił pochopnie i nieodpowiedzialnie. Lecz nie mógł pozwolić aby ktoś jej coś zrobił, nawet słownie.
   – Przymnie nikt cię nie skrzywdzi Mia.
   – Nie rób tego Toto. Przyjaciele od łóżka, nic więcej.
   – A jeśli chcę czegoś więcej? Rzucę Lili. Tylko ty i ja. Co ty na to? – nie mogła się zgodzić. Nie umiała, nie chciała. On zrozumiał. Przystał na jej warunki nie chcąc jej stracić. Chciał być z nią, nie ważne jak. 


Dziś powiem, że życie jest okrutne. Tyle powinno Ci starczyć Michale. Och jak mi przykro, że nasze życia tak się potoczyły. Pamiętasz to inne lepsze życie, które wiedliśmy razem. Wydawało się takie proste. Wiesz, że czasami tęsknie za chwilami kiedy się na mnie gniewałeś, gdy robiłam głupie rzeczy. Myślałam, ze Ci na mnie zależy, że się o mnie troszczysz. Teraz?
Obiecaj mi,że będziesz szczęśliwy. A będę spać spokojnie, nie bojąc się o Ciebie. Będziesz szczęśliwy za nas oboje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz