piątek, 31 maja 2013

Something more powerful than even you.

Wiktoria:

Usnąć i już nigdy się nie obudzić. Za każdym razem gdy kładę się spać myślę o takim rozwiązaniu. Wiem, że nie mogę tego zrobić. Zbyt wiele bólu zadałabym bliskim mi osobom. Więc każdego dnia łykam tabletkę. Może czasami biorę dwie, może trzy tylko po to aby zapomnieć. I zapominam. Zapominam o czymś takim jak uczucia i te dobre, i te złe.
Mia wyjechała. Na jej miejscu też bym uciekła. Jak mogłam powiedzieć jej o Michale w taki sposób? Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Chciałam wyładować na niej frustrację? A może chciałam zobaczyć jak cierpi ktoś inny. Nie ja,
Teraz jest u Rouziera. Nie popieram tego, lecz wybór należy do niej. Skoro chce ciągnąc tą znajomość, nie będę się wtrącać.
Popiłam wodą kolejną tabletkę antydepresyjną. Na początku brałam jedną dziennie, zgodnie z zaleceniami lekarza. Później, gdy było coraz ciężej zaczęłam brać ich więcej. Coraz więcej. Zarzuciłam na siebie płaszcz i wyszłam z mieszkania. Lodówka zaczęła świecić pustkami. Do supermarketu nie miałam daleko. W międzyczasie umówiłam się ze Zbyszkiem. Ma wpaść do mnie, aby obejrzeć jakiś film na DVD. Tak więc zaopatrzyłam się w piwa, popcorn, jakieś chipsy. Do tego produkty na kolację i jutrzejszy obiad.
Zimne powietrze szczypie w twarz tak bardzo, że policzki aż bolą. Temperatura spadła grubo po niżej zera. Dlatego gdy wchodząc na teren blokowiska, zobaczyłam syna sąsiadki siedzącego na ławce bez kurtki o mało nie zaczęłam na niego krzyczeć, że złości. Jak on może tak siedzieć?
   - Kuba co ty tu robisz? – stanęłam przed nim a on spojrzał na mnie załzawionymi oczami.
   - Mama kazała mi wyjść na dwór – widziałam jak trzęsie się z zimna, dlatego przełożyłam zakupy do lewej ręki, a prawą chwyciłam jego przedramię.
   - Choć do mnie, co? Zrobię ciepłe kakao, pooglądasz sobie bajki. Nie możesz siedzieć na takim mrozie bez kurtki – trochę się opierał, ale udało mi się go przekonać. Nie mogę pozwolić aby sześcioletnie dziecko siedziało w taki mróz na dworze. Na dodatek zaraz się ściemni.

  Zrobiłam kakao, posmarowałam bułki z dżemem i okrywszy Kubę kocem, patrzyłam jak zajada. Nie dawała mi spokoju myśl, dlaczego jego matka wyrzuciła go z mieszkania.
   - Kubuś twoja mama nie będzie się martwić? – zapytałam głaszcząc chłopca po głowie.
   - Mama kazała minie wracać do domu. Pogniewała się na mnie – zmarszczyłam brwi i w tej samej chwili usłyszałam pukane do drzwi.Wstałam z kanapy i poszłam otworzyć. W drzwiach stał Zbyszek, a ja zamiast go wpuścić uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło. Na śmierć o nim zapomniałam.
   - Coś się stało? –zapytał wchodząc do środka. Pokręciłam głową i łapiąc go za rękę zabrałam do salonu.
   - Zbyszek to jest Kubuś, Kuba to jest Zbyszek – przedstawiłam sobie chłopaków. Bartman spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Chłopak za to zerwał się na równe nogi i stanął przed Zbyszkiem.
   -Pan siatkarz,uwielbiam Pana – zaśmiałam się z miny chłopca. Był tak zaskoczony obecnością siatkarza, że aż zrobił się czerwony na buzi. Zibi także nie krył zaskoczenia widokiem Kuby. Wykorzystując moment w którym chłopcy pochłonięci byli rozmową,wybrałam się dwa piętra niżej, do domu Pani Małeckiej. Zapukałam delikatnie w drzwi. Otworzyła mi napita kobieta, ledwo trzymająca się na nogach.
   - Tak?
   - Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam powiedzieć, że pani syn jest u mnie w mieszkaniu i…- nie dokończyłam. Kobieta zatrzasnęła mi drzwi przed nosem mówiąc : „a weź go siebie”. Zaskoczona stałam jeszcze chwilę na pustej klatce. Dopiero po kilku minutach wróciłam do mieszkania. Zastałam tam Kubę śpiącego na kanapie w pokoju gościnnym i Zbyszka myjącego naczynia w kuchni. Podeszłam do niego i po prostu wtuliłam się w jego plecy.
   - Gdzie byłaś? –obrócił się do mnie, wycierając ręce w ręcznik kuchenny.
   - U mamy Kuby.Zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Nie chciała nawet słyszeć gdzie on jest.
 Ręce zaczęły mi się trzęś ze złości. Jak można mieć taki stosunek do własnego dziecka? Ja za Sebastiana oddałabym życie gdybym tylko mogła.
   - Gdy pomagałem mu zdjąć sweter zauważyłem siniaki na karku. Wykręcał się upadkiem z roweru–oderwałam się od Zbyszka powstrzymując krzyk złości.
   - Co za matka –zdenerwowana zaczęłam krążyć po całym pomieszczeniu – Trzeba to gdzieś zgłosić.Dzisiaj siedział na mrozie bez kurtki. Nie może tak być.
   - Zrobimy coś z tym, obiecuje – jego silne ramiona objęły moje wątłe ciało. Westchnęłam przeciągle opierając głowę na torsie Zbyszka. Ostatnie dni są najgorszymi w całym moim życiu.
Mówią że czas leczy rany. Przystaję z tymi co twierdzą, że tylko przyzwyczaja do bólu. Zadarłam głowę do góry by spojrzeć na Bartmana.Wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi oczami. Zapiera mi na chwile dech w piersiach. A później w ogóle nie mogę oddychać, gdy jego usta przywierają do moich.
Mia: 


  Kolejny mecz Jastrzębskiego węgla zbliża się nieubłaganie.Co oznacza, że trzeba wracać do miasta. Na dodatek Lili ma wrócić za dwa dni,więc nie ma sensu siedzieć na głowie Antonin dłużej. I mimo iż prosił, abym została chociaż jeszcze jeden dzień, ja postanowiłam wyjechać już dzisiaj.
Pakowanie nie jest moim ulubionym zajęciem. Przywiozłam kilka rzeczy, lecz dzięki zakupom z Antoninem mam ich dwa razy więcej. Gdy tylko Anto wróci, wyjadę. Nie ucieknę bez pożegnania jak ostatnim razem.
Zalałam kubek z herbatą rozmyślając o słowach Konrada.Twierdzi, że jeżeli chcę dopaść swojego oprawcę, muszę działać szybko. Dzięki narysowanemu przeze mnie rysopisie, Konrad zaczął szukać mężczyzny. Podobno jest coraz bliżej. Pamiętam jego okropną twarz. Ten uśmiech tak przesączony pogardą. Nienawidzę go, a jedyne czego pragnę to zemsty.
   - Mia jestem! Co to za torba? – Anto wszedł do kuchni zadając pytania, na które zna odpowiedź.
   - Moja Toto, moja - wstałam odstawiając kubek na blat kuchenny. Podeszłam do niego i siadając na stole przyciągnęłam go do siebie.Wtuliłam się w antkowe ciało wdychając jego perfumy. Są takie wyraziste,zupełnie różnią się od zapachu Kubiaka.
   - Co jest mała? –pyta jakby zdziwiony moim gestem. Tak naprawdę od tamtej nocy nie doszło miedzy nami do niczego. Choćby najmniejszego pocałunku.
   - Będę tęsknić.
   - Kocham cię – odpycham go od siebie przestraszona.
   - Nie mów tak.
   - Jak? Przecież mówię prawdę. Zakochałem się w tobie – zakryłam mu usta dłonią.
   - Antek proszę… –Nie dokończyła. Antonin wpił się w moje wargi a ja wcale nie chciałam przerywać pocałunku. Oplotłam go nogami, a palce wplatałam we włosy. Całował mnie z uczuciem jakim jeszcze nigdy mnie nie całował, a ja poddałam się temu całkowicie. Położył mnie na stole pieszcząc pocałunkami moją szyję.
   - Kocham cię Mia –szepnął wprost w moje usta. Podniosłam się do pozycji siedzącej kręcąc głową.
   - Nie możesz.
   - Mogę. Pozwól mi. Pozwól nam. Powiedz tylko jedno słowo, a wszystko będzie inne. Będziemy razem – spoglądam w jego szare oczy są takie szczere. Nawet przez chwile nie wątpię w to, że mówi prawdę.
   - Daj mi czas.Muszę to przemyśleć - poprawiam bluzkę i ostatni raz całując Antonina opuszczam jego mieszkanie. 

Parkuję auto przed salą Konrada i wychodzę z auta. Kieruję się do środka. Rozwiązane sznurówki adidasów uderzają delikatnie o panele, ale ich nie wiążę. Jastrzębie jest dla mnie mroźnym miejscem. Wszystko wydaje się tu zimnie, szare, nie dla mnie. Przydarzyło mi się tu więcej zła, niż w całym moim życiu. Konrad rozciąga się na parkiecie spoglądając na moje odbicie w lustrze. Siadam obok niego ściągając z siebie kurtkę.
   - Jak było na randce? – jakoś nie mieliśmy jeszcze okazji, aby ze sobą porozmawiać,
   - Całkiem dobrze.Jutro mam kolejną – uśmiechnęłam się delikatnie.
   - Jak było u twojego siatkarza? – wzruszam ramionami, nie mam ochoty na rozmowy na ten temat. Zdaje się, że Matuszewski to wyczuł, bo nic już na ten temat nie wspomniał.
   - Zgadnij kto u mnie był. To znaczy przyszedł, dał spore kazanie i opuścił salę z piosenką –zaśmiałam się na jego słowa kręcąc głową. Skąd mam wiedzieć, kto złożył mu taką wizytę.
   - Michał… -spoglądam na niego pytająco -… Kubiak.
   - Kubiak? –zachłysnęłam się powietrzem.
   - Kazał mi się od ciebie odpierdolić. Nie ma co, ma tupet - zagryzłam szczękę tak mocno, że poczułam smak krwi. Za kogo on się uważa. Pożegnałam się z Konradem wyzwiskami po adresem Kubiaka i głośnym trzaśnięciem drzwiami. Jak on śmie? Miesza w moim życiu odkąd tylko się w nim pojawił.


Droga do jego mieszkania zajęła mi niecałe dziesięć minut. Chyba mam już wprawę w przejeżdżaniu na czerwonym świetle bez szwanku. Moje walenie pięścią w drzwi owocuje szybkim otwarciem ich przez Zbyszka. Staranowałam go w przejściu warcząc coś pod nosem, a potem udałam się do salonu.
   - Mia – stanęłam jak wryta na widok Wiktorii, a ta opluła się kawą, na mój widok. Kompletnie zbita z pantałyku, spoglądałam na nią, lecz po chwili przypomniałam sobie po co tu przyszłam.
   - Czego ty chcesz Kubiak, co? Wpieprzasz się w moje życie choć wyraźnie mówiłam, że cię w nim nie chcę. Jakim prawem przychodzisz do Konrada i każesz mu się ode mnie odczepić? Nic o mnie nie wiesz –wykrzyczałam mu prosto w twarz nie zważając na protesty Wiktorii i Moniki.
   - To nie jest facet dla ciebie! – prycham wściekła. Za kogo do cholery on się ma?
   - Nawet go nie znasz. Odwal się ode mnie. Zresztą cała wszarza czwórka niech to zrobi –wycofuję się pomału czując jak od oczu napływają mi łzy. Nie chcę przy nich płakać.
   - Mia do cholery co się z tobą dzieje? Od tamtego wypadku zachowujesz się jak psychicznie chora –zaciskam ręce patrząc na Wiktorię. Nie ma to jak wsparcie przyjaciółki.
   - To nie był wypadek prawda? – próbuję zaprzeczyć, ale wzrok Kubiaka mówiący mi, że mi nie wierzy, nie pozwala mi. Po prostu wychodzę z mieszkania cała się trzęsąc. Docieram do samochodu i nie hamują już łez.
   - Mia –rozżalona twarz Wiktorii wcale mi nie pomaga. Czuję jak zdenerwowania rośnie jeszcze bardziej. Nie chcę jej teraz widzieć, rozmawiać z nią, ani o niej myśleć. –Mia!?
   -Po prostu daj mi spokój! –krzyknęłam otwierając auto a ona zatrzymała się w bezruchu. Więcej na nią nie patrząc ruszyłam z podjazdu. Prowadząc wybrałam numer telefonu i przyłożyłam go do ucha.
   - Antek?

Wrzesień 2011:

Znów uciekała. Możenie do końca. Zmieniła miejsce zamieszkania, odrzucała wszelkie telefony,usuwała nieodsłuchane wiadomości. To był jej sposób na uwolnienie się od Rouziera. On nie dawał za wygraną. Dzwonił, pisał, nagrywał się na sekretarkę. Kilkakrotnie pojawił się w jej pracy, ale schowana w łazience udawała, że jej niema. Aż w końcu wyjechał. Kontynuował swoją karierę. Kolejny klub, kolejne długie miesiące grania. Nie wiedziała dokąd wyjechał. Nie sprawdzała, tak chciała zapomnieć. Nie szukając informacji o nim. I znów została sama. Udawała twardą, bo po co jej faceci, lecz tak naprawdę tęskniła. Tęskniła za dwoma mężczyznami w których się zakochała. Tęskniła za przyjaciółką tkwiąc w mieście,którego nie znosi. Tkwiąc w życiu, którego unika. Tęskniła za najlepszym przyjacielem, który zawsze pomagał wrócić na właściwą ścieżkę, gdy błądziła.Tęskniła. I tylko ta tęsknota dawała jej pewność, że żyje. Ból był znakiem, że posiada serce. Serce, które spowija teraz cienka warstwa lodu. Lecz zawsze można skruszyć ten lód.

Chciałabym mieć rodzinę Michale. Chciałabym w tym momencie wtulić się w matczyne ramiona, posłuchać ojcowskiej rady i poczuć braterskie wsparcie. Lecz nie mam rodziny i obawiam się, że nie mam też przyjaciół. Z pewnością nie mam już Ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz