Mia:
Po raz pierwszy od długiego czasu robiłam coś, co sprawiało, że chciałam się śmiać z samej siebie. Stojąc przed lustrem nakładałam staranny makijaż, lekki podkład, cień do powiek, Kredka do oczu, czerwona szminka do ust. To wszystko by zwrócić na siebie uwagę. By Kubiak spojrzał na mnie pod czas meczu. Spojrzał i zobaczył, że radzę sobie bez niego, bez Zbyszka, bez Wiktorii. By uświadomił sobie, że Anto daje mi to czego mi brakowało przez wiele miesięcy, choć to wcale nie jest prawdą. Lecz jestem już perfekcyjnym kłamcą, może uwierzy.
Ciche śmiechy dochodzące za ścianą irytowały mnie już od godziny. Wiktoria siedzi wraz z siatkarzami i Moniką w salonie. A ja zamknięta w łazience, powstrzymuje łzy, które cisną mi się do oczu. W końcu jednak wychodzę, wyszykowana siadam w kuchni czekając aż zaparzy mi się woda na herbatę. Z Wiktorią ignorujemy się od dwóch tygodni. Ja nie odzywam się do niej, ona nie odzywa się do mnie. Z każdym dniem, coraz mniej mi to przeszkadza i obawiam się tego. Czajnik zaczyna piszczeć więc wstaje i zalewam kubek wrzątkiem. Zostawiam gorącą kawę na kilka chwil, po to aby pójść do salony, gdzie siedzi cała czwórka i wyjąć sprzęt potrzebny mi na mecz. Wchodzę pewnie, nie uciekając wzrokiem, ani się nie pesząc. Podchodzę do szafy i uświadamiam sobie, że jestem na przegranej pozycji. Nie wiem dlaczego cały sprzęt umieściłam na półce, której nie dosięgnę bez wstania na taboret. Zaciskam wargi wspinając się na palce, lecz muskam torbę tylko opuszkami palców.
- Cholera jasna – czuję ich wzrok na sobie, lecz nie odwracam się choćby na chwilę. Cała moja pewność siebie znika, choć wiem, że nie powinnam czuć się w tej chwili zażenowana. Bo tak naprawdę nie mam powodu.
- Pomóc ci? –spoglądam na Zbyszka i chyba pierwszy raz nie widzę w jego oczach niechęci do mojej osoby.
- Poradzę sobie – choć wiem, że nie dosięgnę nadal próbuję ściągnąć dość ciężką torbę z górnej półki. I gdy już byłam bliska celu, czyjaś duża ręka bez żadnych problemów zdejmuje sprzęt i podaje mi go.
- Jeszcze nikt nie umarł od proszenia o pomoc – Bartman wyglądał na rozbawionego całą sytuacją, a gdy spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz, sama się zaśmiałam.I nie było to wymuszone, czy sztuczne. Przyszło mi to z taka lekkością, jak jeszcze nigdy.
- Dzięki –ucinam krótko i próbuje oddalić się z pokoju.
- Dzisiejszy mecz z Kędzierzynem będzie zacięty, w końcu to ostatni przed Play offami – kiwam głową, znów śmiejąc się pod nosem.
- I co myślicie,że wygracie? – opieram się o framugę, zwracając się także do Michała. Obaj robią oburzoną minę prychając pod nosem.
- My nie myślimy, my wygramy – Michał wypina dumnie klatę, uśmiechając się do mnie i przez chwilę mam wrażenie że to tęskny uśmiech.
- Z tym niemyśleniem to się zgodzę. Ale ostrzegam, Antek jest w bojowym nastroju.Zwycięstwa tak łatwo nie odda.
- A ty skąd wiesz w jakim nastroju jest Rouzier? Nadal spotykasz się z nim za plecami jego narzeczonej. – magia chwili pryska, kiedy Monika otwiera usta. Patrzę na Wiktorie z niedowierzaniem, bo tylko ona o tym wiedziała.
- Zamknij się Monika! Mia to nie tak – blondynka próbuje się tłumaczyć ale uciszam ją gestem ręki.
- Antonin nie ma już narzeczonej. Jesteśmy razem i nie muszę się już przed nikim chować. Ale komu, jak komu, ale tobie nie mam zamiaru się tłumaczyć – odwracam się i wychodzę, mając ochotę krzyczeć ze złości.
- Czy ty musisz otwierać tą japę kiedy nie powinnaś – dochodzi do mnie jeszcze zdenerwowany głos Bartmana, a jego słowa zapewne były kierowana do Moniki. Jako, że nie miałam ochoty słychać jej odpowiedzi, ruszyłam szybko na balkon aby zapalić papierosa. Zaciągnęłam się, przypominając sobie pierwszą wspólnie spędzoną noc z Michałem. Nie wiem dlaczego akurat teraz wspomnienia powróciły. Zawsze przychodzą w najmniej odpowiednim momencie i czasami poddaję się nim. Wspominam z uśmiechem na twarzy, każdy jego uśmiech, każdy gest, każdy pocałunek.Najbardziej lubiłam, kiedy po treningu wpadał do mojego mieszkanka, choćby na chwilę, tylko po to aby mnie zobaczyć i dać kwiatka zerwanego w przypadkowym ogródku.
- O czym myślisz? –odwracam się w stronę Michała, wywalając papierosa. Wzruszam ramionami, bo tak naprawdę nie wiem co mogłabym mu powiedzieć.
- Pamiętasz dzień kiedy wstałeś rano i uśmiechnąłeś się do siebie, bo najzwyczajniej byłeś szczęśliwy? Ja nie pamiętam dnia, kiedy tak miałam, Michał – wyrzucam z siebie to co leżało mi na sercu.
- Pamiętam takie dni. Wiem, że wtedy leżałaś obok mnie. Wtedy właśnie budziłem się z uśmiechem na ustach.
- Mam wrażenie, że tamte dni były tylko snem – weszłam z powrotem do środka. Zdążyłam nieźle zmarznąć, mimo iż ubrałam ciepły sweter.
- Tęsknie za tymi dniami kiedy miałem cię obok Mia – brakuje mi powietrza i jest to skutkiem Michała, który znalazł się stanowczo za blisko mnie. Widzę jak jego twarz zbliża się do mojej, a jego niebieskie tęczówki przeszywają mnie na wylot. I mimo, że mam ogromną chęć zasmakowania jego ust, odsuwam się szepcząc, że nie możemy.
- Gratuluje tak w ogóle. Będziesz świetnym, tatą – wychodzę z pomieszczenie, biorę torbę w rękę i kieruje się w stronę wyjścia. Jedyne czego teraz pragnę to uciec z tego chorego miejsca. Jak najdalej. Na dodatek, mam robotę do zrobienia, już dziś późną nocą. Już dziś policzę się z draniem, który mnie skrzywdził, a Konrad mi pomoże.
- Mia, bądź szczęśliwa. Nie ważne czy ze mną,czy z Antkiem, po prostu bądź. Obiecasz mi to? – zastygłam z ręką na klamce i z dziwnym żalem w sercu. Słowa te zabrzmiały jak cholerne pożegnanie. Tak jakbym miała już więcej go nie spotkać. Tak jakby miał zniknąć z mojego życia na zawsze.
- Czy to pożegnanie? – odwracam się w jego stronę czując na policzkach łzy.
- Twoje życie będzie prostsze beze mnie – z jego oczu, aż wypływa gorycz i żal. Kiedy dotyka kciukiem mojego policzka, mam wrażenie, że świat na chwilę stanął w miejscu.
- Tak będzie, ale wtedy to nie będzie moje życie – otwieram drzwi i wychodzę. Z potwornym bólem w sercu, mętlikiem w głowie i poczuciem, że nadal beznadziejnie i nieodwołalnie jestem w nim do reszty zakochana.
Wiktoria:
Słowa Mii się sprawdziły. Zaksa nie poddała się Jastrzębiu i wygrała trzy setowy bój. Widziałam jak Antonin cieszył się całując Mię.Widziałam złość w oczach Michała i nieodpartą chęć rozdzielenia ich. Nie pozwoliłabym mu na to. Mia wydaje się szczęśliwa w ramionach Francuza i kaprys zazdrosnego Michała niech tego nie psuje. Podeszłam do Zbyszka, który leżał zmęczony i załamany na boisku. Miałam ochotę wtulić się w niego, lecz wiedziałam, że między nami wyrósł niespodziewanie mur. Jeden pocałunek, który odsunął nas od siebie i który nadal odsuwa. I może to dziwne, ale miałam chęć znów poczuć jego miękkie wargi na swoich.
- Hej – rzuciłam krótko ulokowałam się na miejscu obok. Zbyszek wyprostował się i objął mnie ramieniem. Dotknął mnie po raz pierwszy od tamtego dnia.
- Wracajmy do domu, co? – pokiwałam głową na znak że się zgadzam. Może to będzie dobra okazja do poważnej rozmowy. W końcu musimy sobie wszystko wyjaśnić. Zbyszek pomógł mi wstać, a sam skierował się do szatni, aby wziąć szybki prysznic. Powolnym krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia z hali, aby zaczekać na niego na zewnątrz. Otworzyłam ciężkie drzwi nie spodziewając się, że mogę wpaść na Mię. A jednak, stała niedaleko z jakimś mężczyzną, zawzięcie o czymś dyskutując.
- Mia, to niebezpieczne, może jednak tego nie rób – doszedł do mnie głos, owego mężczyzny i ciche prychnięcie brunetki. Stanęłam tak, aby mnie nie zobaczyli i przysłuchiwałam się ich rozmowie.
- Albo teraz albo nigdy. A „nigdy” – mi nie odpowiada, Konrad – po tonie jej głosu dało się wyczuć, że jest pewna siebie i tego co chce zrobić. Trochę mi to wystraszyło.Mia ma tendencje do robienia głupich i nieprzemyślanych rzeczy. – Nie mów mi że tchórzysz. Z tobą czy bez ciebie i tak to zrobię.
- Nie tchórzę, po prostu boje się o ciebie, jeżeli coś ci się stanie… – serce na chwile mi zamarło, miałam już wychodzić z ukrycia i zaciągnąć Mię siłą do naszego mieszkania, przykuć ją do łóżka, dzwonić do Michała, Antka, kogokolwiek kto zatrzymałby ją w domu, aby nie rozbiła nic głupiego; kiedy ta wsiadła pospiesznie do jakiegoś auta i odjechała z piskiem opon wraz z niejakim Konradem. Usiadłam na schodach wyciągając telefon z kieszeni spodni i wybrałam jej numer. „Wybrany abonent ma wyłączony telefon…”
Głośne warknięcie wydobyło się z mojego gardła. Jak mogłam ignorować problemy Mii? Przekładałam wszystko, uważając, że tylko ja cierpię i nikt inny nie wie co czuję. A może Mia ma jakieś kłopoty, może coś jej się stanie, może chciała mi się wyżalić, a ja kompletnie ignorowałam jej problemy całkowicie pochłonięta swoimi?
- Wiki, wszystko dobrze? – cichy głos Zbyszka odbił się echem w mojej głowie. Poczułam jak nagle świat zaczyna wirować, a ja spadam w głąb czarnej otchłani. I jedynie mocne uderzenie było ostatnią rzeczą którą pamiętam.
Kilka dni wcześniej:
Brała kolejne tabletki. Łykała je i łykała, nie wiedząc że powoli uzależnia się od tego świństwa. Stała się małą blond włosom narkomanką,która potrzebowała antydepresantów aby normalnie funkcjonować w ciągu dnia.Nocą praktycznie nie spała czując jak toksyny opuszczają jej drobne ciało. Każda noc kojarzyła jej się z bólem, dlatego przestała odróżniać noce od dni.Żyła tak jakby nie potrzebowała odpoczynku. Noce były dniami, dnie dodatkowymi godzinami, w czasie których spędzała czas ze znajomymi.
Jej znajomi, nic nie podejrzewali. Podpuchnięte i zaczerwienione oczy były oznaką tego że płakała, w końcu niedawno straciła dziecko, to normalne że musi się z tym uporać w swoim czasie. To, że tak nagle schudła, było znakiem dochodzenia do siebie po ciąży. W końcu przytyła kilka kilo, teraz musi je zrzucić. Jej czasami zmienne nastroje też ich nie dziwiły, miała depresje, to normalne że miewa humorki.
Stała się narkomanką, która brzydzi się narkomanami. Nie wciągała białego proszku, nie dawała sobie w konał, a jednak ćpała. Ćpała leki,które miały jej pomagać, a tymczasem wyniszczały jej organizm. Ćpała, choć sama się do tego nie przyznawała; „to tylko kilka pigułek więcej, pomogą mi” – gówno prawda Ćpunko! One nie pomagają, niech to do ciebie dotrze. I takie myśli miewała. Wiedziała, że się uzależnia, lecz nie dopuszczała do siebie tej myśli.
A teraz? W dzień porażki Jastrzębskiego – Węgla z Zaksą, w dzień kiedy jej najlepsza przyjaciółka ma stać się mordercą; leży umierając na chodniku tuż przed halą sportową, w ramionach płaczącego mężczyzny. Leży tak,krucha, naiwna, zaćpana, mała Wiktoria Gajda – ćpunka, która straciła synka, przyjaciółkę, ukochanego narzeczonego. Zapatrzona we własne nieszczęścia nie zauważyła miłości siatkarzyka, łkającego w jej blond włosy. Nie zauważyła, że skoczyłby za nią w ogień. Taka to już jest głupota ludzka.
„Ostatnie szansa Panno Gajda!”
Proszę tylko nie mów mi, że znikniesz. Błagam, zostań mimo iż będę cierpieć. To chore, ale lubię cierpieć z Twojego powodu. Lubię to ukucie zazdrości kiedy widzę Cię z nią. Wiem wtedy że… właściwie to nic nie wiem. Nie znam powodu dla którego Cię kocham. Ale tak już jest. Więc nie mów mi dziś, że moje życie będzie bez Ciebie lepsze. To nie będzie moje życie.
Co to za życie bez michałowego uśmiechu, mimo iż nie jest to uśmiech skierowany do mnie; michałowych oczu, mimo iż te oczy nie patrzą na mnie; michałowych perfum, znów są takie same, wróciłeś do zapachu, który uwielbiałam. Zostań ze mną, choć nie dla mnie. Proszę, błagam, będę kajać się u Twych stup, abyś nie odszedł.
Nigdy więcej się ze mną nie żegnaj, bo tego nie jestem wstanie znieść. Nienawidzę pożegnań, dlatego nigdy tego nie robię!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz