piątek, 31 maja 2013

Są takie małe umierania. Małe śmierci, na które możemy sobie pozwolić, bo przecież jest w nas jeszcze tyle życia.

  Mia:

   Bałam się, cholernie się bałam. Serce tłukło się jak oszalałe w klatce piersiowej, a dłonie pociły. Mimo iż było potwornie zimno, ja czułam się jakbym płonęła. Miałam ochotę rzucić się w śnieg i trochę ochłodzić.Nogi trzęsły mi się ze strachu i nie pocieszał mnie fakt, że Konrad obserwuje mnie z odległości dziesięciu metrów. Bałam się mimo wszystko. Światło wciąż nie gasło, miałam wrażenie, że z każdą sekundą świeci coraz mocniej i nigdy nie zgaśnie. Lecz mimo wszystko będę czekać i patrzeć w te cholerne okna. Będę czekać, aż światło w nich ustąpi miejsce ciemności, a mój oprawca opuści swoje mieszkanie. Skostniałą ręką wyjmuje swój telefon. Co za pech, że musiał się rozładować właśnie teraz. Spoglądam w okno – światło wciąż się pali. Konrad nadal mnie obserwuje. Idę w jego stronę w celu pożyczenia jego telefonu. Wiem,że to co chcę zrobić jest nielogiczne, ale muszę się z nim w jakiś sposób pożegnać. Kto wie, może nie przeżyje dzisiejszego wieczoru.
    - Pożycz mi telefon, mój się rozładował– wyciągam dłoń i zaraz czuje na niej Samsunga należącego to Konrada.
    - Do kogo zadzwonisz? Do Antka? –kiwam głową, choć wcale nie chcę do niego dzwonić. Antonin z Konradem bardzo się polubili. Wiem, że jak coś mi się stanie on mu wszystko wytłumaczy. Ja muszę usłyszeć Jego głos. Głos który zawsze dodawał mi siły. Wystukałam na klawiaturze, dobrze znane mi dziewięć cyfr. Pamiętam ja usilnie starałam się ich zapomnieć. Lecz nie potrafiłam. Teraz mogę się z tego powodu cieszyć.Odchodzę kilkadziesiąt kroków, aby moje słowa nie docierały go chłopaka i czekam. Czekam aż Michał odbierze telefon.
     -Halo? – odzywa się, a mi serce podskakuje do gardła.
     - Michał, to ja – niemalże płaczę,choć staram się to ukryć. Słyszę w słuchawce gwizd powietrza, tak jakby Kubiak zakrztusił się nim.
     - Mia, ty płaczesz? Co się stało?Jesteś w mieszkaniu, mam przyjechać? Z kogo telefonu dzwonisz? – zasypał mnie pytaniami także nie wiedziałam na która odpowiedzieć. Więc zdecydowałam że je zignoruje.
     - Przepraszam, po prostu chciałam usłyszeć twój głos, dzisiejszej nocy. Chciałam cię przeprosić za wszystko co zrobiłam źle…
     - Mia…
     - Nie przerywaj mi błagam cię – już nie hamowałam łez, już nie było sensu. – Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie Michał?
      - Oczywiście, że pamiętam – jego głos był zachrypnięty, tak jakby właśnie teraz płakał. – To właśnie tego dnia cię pokochałem.
      - Więc dlaczego? Dlaczego mnie tak zraniłeś? – zadałam pytanie które chciałam zadać od dawna.
      - Nigdy nie chciałem tego zrobić.Nigdy nie chciałem żebyś cierpiała Mia. Uwierz mi jesteś całym moim światem –spoglądam w stronę okna. I przez chwile mam ochotę uciec. Uciec do Michała i być jego światem, ale to miejsce jest już przynależne Monice i jej dziecku.
      - Więc musisz o mnie zapomnieć,Michał. To… to wszystko przeminęło. Nic już nie znaczy. Masz Monikę, nie zrań jej tak jak mnie. A o mnie zapomnij – mówię całkowicie załamana. Tak bardzo pragnę teraz spojrzeć w jego oczy. Te niebieskie tęczówki, te małe iskierki błyszczące za każdym razem, gdy mówił „Kocham Cię”.
      - Nie proś mnie o to. Nigdy cię nie zapomnę. I nie wierzę, że ty jesteś w stanie zapomnieć o mnie. – Ma cholerną rację. Nie jestem w stanie, wygonić go z moich myśli choćby na minutę, a co dopiero zapomnieć o nim.
      - Oczywiście, że nie jestem. Za bardzo cię kocham Michał. Tak bardzo, że nie mogę czasami spokojnie odetchnąć. Tak jak teraz. Ale… Dobrej nocy ukochany– szepczę i szybko się rozłączam, gdy dostrzegam, że światło gaśnie. Wiem, że to ta chwila i już nie czuje strachu. Daje Konradowi znak, chowając jego komórkę do swojej kieszeni. Uczuję jak wibruje i jestem pewna na tysiąc procent, że dzwoni zmartwiony Kubiak. Ignoruje to jednak, obserwując uważnie klatkę schodową.
Drzwi się otwierają. Wychodzi z nich mężczyzna. Ten mężczyzna. Jestem tego pewna. Patrzy na mnie. Podchodzi. Uśmiecham się. Odpalam papierosa. I patrzę. Nie rozpoznaje mnie. Tak sądziła.
    - Kochanie masz papieroska? – wzdrygam się na dźwięk jego głosu, lecz wyciągam papierosy i podaje mu jednego.
    - Chłody wieczór, prawda. – zagaduję,odpalając jego fajkę.
    - Mogę rozgrzać jeśli trzeba –uśmiecha się zalotnie, dotykając mojego policzka. Odsuwam się gwałtownie, ale zaraz uświadamiam sobie, że mogę wszystko zepsuć. Więc łapię jego zimną dłoń i prowadzę w zaułek pomiędzy kamienicami. Opieram się o jego ścianę i gdy on próbuje mnie dotknąć zadaje cios. Najpierw jeden, potem kolejne. Dostaję i ja. Upadam na ziemię i już szykuje się na uderzenie, gdy Konrad powala go na ziemię. Wstaje szybko i wyciągam pistolet mierząc w tego oblecha.
     - Zrujnowałeś mi życie – podchodzę do szarpiących się mężczyzn. Konrad odchodzi na bok, a on zostaje znieruchomiały.
     - O czym ty mówisz wariatko?! –krzyczy. Przykładam mu broń do policzka i uciszam.
     - Nie poznajesz mnie? – ściągam z głowy kaptur. Jego oczy rozszerzają się. Przełyka głośno ślinę, składając ręce jak do modlitwy.
     - Błagam, przepraszam cię. Nie zabijaj mnie!
     - Tak bardzo cię nienawidzę.Przemieniłeś moje życie w koszmar. Ja też cię błagałam – pozostaje niewzruszona, a palec, zaczyna ciążyć mi na spuście.
     - Mia! Mia spójrz na mnie – gdzieś z daleka dociera do mnie głos Konrada. Przenoszę na niego wzrok. – Oddaj mi pistolet. Załatwimy to inaczej. Zaraz zadzwonię na policję. Tak to zakończymy.Nie jesteś morderczynią Mia.
     -Przez niego nie jestem już nawet Mią!– krzyczę. Po raz pierwszy od długiego czasu, jestem w stanie krzyknąć.
     - Błagam…
     - Zamknij się! – z całej siły uderzam go pistoletem w twarz. Pada na ziemię nieprzytomny. A ja nadal celuje w niego bronią.
     - Mia, siostrzyczko błagam, oddaj mi to– spoglądam na chłopaka, sceptycznie jak on mnie nazwał?
     - Co? – szepcze, wyciągając w jego stronę dłoń z bronią. Bierze ją ode mnie i zabezpiecza, po czym wkłada do kieszeni.
    - Już gdy mi się przedstawiłaś miałem pewność, że to ty. Tylko nasza mama potrafiła wymyślać tak dziwaczne imiona.Nigdy cie nie zastanawiało, dlaczego pomagam obcej dziewczynie dokonać zemsty,za którą mogę iść do więzienia? Bo ta dziewczyna jest moją siostrą –kolana mi miękną. Przykucam obejmując się rękoma. I płacze. Nagle w uliczce robi się jaśniej. A wszystko dzięki światłu jakie dały nadjeżdżające dwa radiowozy.

   Siedzę sparaliżowana na komisariacie, okryta grubym kocem.Obok siedzi osoba którą uważałam, za przyjaciela, a która okazała się kłamcą.Kolejny kłamca w moim życiu do kolekcji. Spoglądam na policjanta, a łzy ciekną mi po policzka. Próbuje złapać mnie za dłoń mówiąc, że już jestem bezpieczna,ale zabieram ją i pytam o drogę do toalety. Po chwili podążam wyznaczoną przez mężczyznę ścieżką. Otwieram drzwi do damskiej toalety, po czym podchodzę do lustra. Na twarzy zaczęły pojawiać się już siniaki. Rozcięta warga zdążyła już spuchnąć. Nachylam się i obmywam twarz wodą. Nic to nie pomaga, lecz mimo wszystko powtarzam czynność. Poplątane włosy związuje w wysokiego kucyka.
Przeczesywanie włosów palcami przerywa mi dzwoniący telefon. No tak nie oddałam go Konradowi. Na początku mam ochotę rozłączyć połączenie, lecz gdy zauważam,że dzwoni Michał; odbieram po chwili wahania.
     - Halo?
     - Mia! Dzięki Bogu. Musisz szybko przyjechać do szpitala. Coś złego dzieje się z Wiktorią – dalej nie słucham. Rozłączam się uprzednio mówiąc, że zaraz tam będę. Wychodzę z toalety i kieruje się w stronę Matuszewskiego. Stoi sam, oparty o ścianę. Jego oczy są zaciśnięte, a złożone z tyłu głowy.
     - Możemy już stąd iść? - odzywam się powoli cichym głosem. ledwo słyszalnym.
     - Tak. Choć zawiozę cię do domu.
     - Zawieź mnie do szpitala. Wiktoria mnie tam potrzebuje – ruszam w kierunku wyjścia, nie czekając na mężczyznę. Dochodzę do samochodu i opieram się o jego maskę odpalając papierosa. Konrad idzie w moim kierunku z zaciętą miną, lecz długo nie zatrzymuję na nim wzroku. W tym momencie nie mam ochoty zbytnio go oglądać. Zagaszam papierosa i wsiadam do samochodu, kiedy słyszę zniecierpliwione westchnienie chłopaka.
      - Powiedzieli Ci dokładnie co z nią jest? – nie odwracając wzroku od szyby, kręcę głową.
     - Pewnie chodzi o astmę. Już nie raz odbierałam telefony o tym, że Wiki miała atak. To pewnie nic groźnego – tłumaczę, choć sama nie jestem do końca przekonana. Michał wcale nie był spokojny kiedy ze mną rozmawiał. Podświadomie bałam się, że stało się coś strasznego. Dojeżdżamy do szpitala, więc pospiesznie wychodzę z samochody.Dochodzę do drzwi budynku i zatrzymuję się gdy dostrzegam swoje odbicie. Jak oni zareagują, gdy zobaczą mnie taką poobijaną? Biorę głęboki oddech i popycham drzwi do środka. Po chwili zmierzam już pod salę w której leży Wiktoria. Dotarłam do oddziału ratunkowego razem z Konradem. Na korytarzu siedział Michał i Monika. Bartmana nie było, więc pewnie siedział u Wiktorii. Podchodzę bliżej najciszej jak się da, lecz to nic nie pomaga, Michał podnosi na mnie wzrok, a jego oczy wychodzą praktycznie z orbit.
      - Mia, co ci się stało? – podrywa się z krzesła idąc w moim kierunku. Po chwili dostrzega Konrada i rzuca się na niego. – Coś ty jej zrobił!
     - Zostaw go – Sycze przez zaciśnięte zęby, wchodząc między nich. Patrzę na Michała niczym wściekła osa i biorę głęboki oddech. – Co jest z Wiki?
     - Była na płukaniu żołądka,przedawkowała – łzy stanęły mi w oczach, a cała moja złość ustąpiła miejsce strachu. Próbowałam coś powiedzieć. Zapytać się czy lekarze już coś mówili? Jak to się stało? Dlaczego to zrobiła? Ale język uwiązł mi gardle, a do głowy dobijała się myśl, że to moja wina. Tak dawno z nią nie rozmawiałam, mimo iż wiedziałam że ma problemy. Nie starałam się jej zrozumieć. Wściekałam się na nią za to, że polubiła Monikę, przecież nie mogłam jej tego zabronić. Zajęłam się sobą i swoimi problemami. Postąpiłam jak egoistka. Straciłam Michała z własnej winy, Zbyszka również, Wiktorii nie mogłam stracić w żaden sposób.
     - Mia, spójrz na mnie – dobiegł do mnie głos Michała. Podniosłam na niego wzrok, a on, bez najmniejszego namysły,przytulił mnie. Wtuliłam się w jego ciepłe ramiona, czując jak głodzi mnie po plecach. Tak bardzo brakowało mi jego ciepła, jego dotyku, lecz nie chciałam żeby o tym wiedział. Nie chciałam żeby ktokolwiek wiedział. Spojrzałam na Monikę i widząc jej wzrok, odsunęłam się. Nie chciałam żeby się kłócili. Michał wydawał się być z nią szczęśliwy. Wypowiedziałam bezgłośne –dziękuje i odeszłam do Konrada.
     - Idę po kawę, chcesz?
     - Nie dzięki. Ale Mia, lekarz powinien cię obejrzeć – pokręciłam głową i uśmiechnęłam się do niego.
     - Nic mi nie jest, ale wydaje mi się,że jak wszystko się uspokoi będziemy musieli porozmawiać.
     - Oczywiści – on także się uśmiecha.Może zareagowałam zbyt gwałtownie? W końcu Konrad nie mógł mi tego powiedzieć zaraz gdy tylko się o tym dowiedział. Pewnie wyzwałabym go od wariatów. Teraz mu wierzę, znam go dobrze i wiem, że nie potrafi kłamać, zwłaszcza w takiej sprawie.
Nie zdążyłam dojść to automatu z kawą, kiedy usłyszałam głos Antonina.
     - Gdzie ona jest? – odwróciłam się i ruszyłam w jego kierunku. Dopóki nie poczułam jego obecności, nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo chcę, żeby przy mnie był w tej chwili. Kiedy się odwrócił, a jego szare oczy spojrzały na moją posiniaczoną twarz, już wiedział co zrobiła. Domyślił się, przecież tyle razy wspominałam mu, że chcę to zrobić.Ku mojemu zaskoczeniu, jego wzrok nie był karcący, wręcz przeciwnie, patrzył na mnie z czułością i zatroskaniem.
     - Dobrze że jesteś – wpadam w jego ramiona i czuje coś dziwnego. Po raz pierwszy w obecności Antonina, poczułam te przysłowiowe motylki w podbrzuszu. Serce zabiło mi mocnej i nie mogłam się powstrzymać, by nie zasmakować jego miękkich ust. Widziałam, że jest lekko  zdziwiony moim zachowaniem, ale ucieszył się na takie powitanie.
     - Nie mógł bym być gdzieś indziej. Powinienem na ciebie nakrzyczeć – zaśmiałam się pod nosem. Jak to poważnie zabrzmiało. Poczułam się jak jego mała córka, nie dziewczyna – Ale za bardzo boję się cię zranić.
     - Nie zranisz mnie Antoś. Nie umiesz ranić ludzi – przejechałam palcem po jego policzku spoglądając prosto w oczy.
     - Liliana uważa inaczej – mruknął pod nosem – lekarz powinien cię zobaczyć, jesteś cała poobijana.
     - Naprawdę nic mi nie jest, już mówiłam…
     - Rouzier ma racje, Mia lekarz powinien to zobaczyć – oboje spojrzeliśmy na Michała. Wydawał się lekko poirytowany, lecz nie tak bardzo ja jego narzeczona stojąca za nim.
     - Michał daj spokój, po prosu się nie wtrącaj.
     - Więc może powiesz mi co miał znaczyć ten telefon? – wypuściłam powietrze ze świstem. Czułam w kościach, że to się źle skończy.
     - Jaki telefon? – Antonin puścił moją dłoń, a ja zaczęłam jej desperacko szukać. Nie chciałam oby mnie puszczał.
      - Żaden – wywarczałam w stronę Michała. Lecz Francuz nie dał się zbyć i widziałam już po jego minie, że układa w myślach wszystkie części układanki.
      - Zadzwoniłaś do niego? Przed wszystkim zadzwoniłaś do niego. Ale ze mnie idiota – poczułam cholerne wyrzuty sumienia. Widziałam jak bardzo go to zraniło, jak bardzo się na mnie zawiódł.
      - Anto, proszę poczekaj! –wykrzyknęłam kiedy zaczął kierować się w stronę wyjścia ze szpitala. Za nim ruszył Konrad, z miną która nie wróżyła nic dobrego. Jego także okłamała.
      - Daj mu chwile Mia – rzucił w moim kierunku i ruszył biegiem za francuzem.
     - Mia musimy pogadać – odwracam się wściekła do Michała. Lecz nie jestem zła na niego, lecz na siebie. Znów zraniłam kogoś na kim mi zależy.
     -  Nie teraz Michał – wymijam go i kieruje się w stronę krzesełek by usiąść.
     - To kiedy?
     - Nie wiem, nie teraz! – podnoszę głos opadając na plastikowe siedzenia. Ukrywam twarz w dłoniach i tylko słyszę jak Zbyszek wychodzi z sali i niemal krzyczy, że Wiktoria się obudziła.



Naucz mnie, Ukochany, jak żyć, gdzie Ciebie nie ma. Naucz mnie, jak rozpamiętywać każdą Twoją czułość, by pączkowała wtedy, gdy jesteś daleko. Naucz mnie, nie budzić się z krzykiem, bo jesteś nie dla mnie. Naucz mnie, jak patrzeć na innych mężczyzn, by nie widzieć w nich Ciebie. Jak zabić swoją niepewność. Brak wiary prawdziwej. Głupotę. Naiwność.
Naucz mnie, jak parzyć herbatę, by smakowała jak Twoja. Jak patrzeć na kwiaty, które usychają bez Ciebie. Jak zasypiać wiedząc, że nawet okna ciemne. Jak nie umierać widząc listonosza i nie drżeć przed listową skrzynką w nadziei, że pełna. Jak nie obżerać się czym popadnie i jak czekać zwyczajnie

1 komentarz:

  1. Hej :*
    Czytałam to opowiadanie jeszcze, gdy było pisane bodajże na Onecie, ale nigdy nie komentowałam. Przeżywałam tą historię razem z jej bohaterami i po prostu chciałabym się dowiedzieć, czy jeszcze kiedykolwiek się tu coś pojawi? Napisz do mnie na gg 15696793 :)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Dzuzeppe :*
    Ps. "Przecież każdy człowiek chce być kochanym. Nie ważne jest to, czy jest sportowcem czy prostytutką..." - to historia o Gabrysi i Zbyszku, którzy nie wierzą w swoje szczęście, bo w ich życiu szczęście chyba się już skończyło. Czy jedno z nich pomoże drugiemu podnieść się i sprawić, że sens życia znowu wróci do Zbyszka? Czy drugie pokaże pierwszemu, że na tym świecie istnieją jeszcze uczucia i warto w nie wierzyć, uszczęśliwiając w ten sposób Gabrielę?
    Jeśli zainteresowało Cię to, to zapraszam na prolog na http://to-tylko-siedem-dni-kotku.blogspot.com/:*

    OdpowiedzUsuń