piątek, 31 maja 2013

Coś czego nigdy nie można mieć.

Wiktoria: 

  Jakimi byliście uczniami? Wzorowymi, a może sprawialiście kłopoty? Co dostawaliście z testów, sprawdzianów czy kartkówek? Szóstki? Piątki? A może dwóje i jedynki? Zastanówcie się. Jak myślicie, jaką dostaniecie ocenę z testu zwanego – „życie”?
Przejechałam kciukiem po jego małej, nienaturalnie czerwonej rączce. Tak bardzo chciało mi się płakać, lecz wiedziałam, że nie mogę Nie tu, nie przy Sebusiu. Lekarze mówili, że to najgorsze co mogę zrobić. Muszę być przy nim wesoła i naturalna. Zastanawiam się tylko, jak mam być wesoła patrząc na swoje dziecko, które walczy o życie. Leżał tam taki malutki, urodziny przed terminem. To wszystko była moja wina. Gdybym przyjechała szybciej, może dałoby się coś zrobić. Może łożysko by się nie odkleiło, a mój Maluszek byłby nadal we mnie? Podłączony jest do maszyn, które oddychają za niego. Dostał tylko jeden punkt w skali Apgar’a. Nie oddychał po porodzie, jego mózg był niedotleniony. Moja mała Kruszynka.
   – Cześć – odwróciłam głowę, natrafiając na zielona tęczówki. Nie usłyszałam, że ktoś wchodzi.
   – Boże co ty tu robisz? – poderwałam się z krzesła, automatycznie patrząc na drzwi.
   – Nie Boże, tylko Zibi – zaśmiał się perliście, podając mi niebieskiego misia. – Przyszedłem was odwiedzić.
   – Mówiłam ci przez telefon, żebyś nie przychodził dopóki…
   – Nie powiesz Mii.
   – …Ci nie powiem – dokończyłam nie zważając na jego wtrącenie.
   – Dlaczego? – podszedł do inkubatora, patrząc na Sebastiana. Uśmiechnął się gładząc jego rączkę.
   – Co dlaczego? – nadal stałam w tym samym miejscu, z miśkiem w rękach, bacznie obserwując drzwi.
   – Dlaczego tu jest? I dlaczego nic nam nie powiedziałaś? - odłożyłam pluszaka na krzesło patrząc w oczy Bartmanowi.
   – Przyjechała tu dla mnie. Nie mówiłam jej o was, ani wam o niej, bo myślałam, że mam na to jeszcze czas – wyjaśniłam stając obok bruneta.
   – Ona też nic nie wiedziała?
   – Nie. A teraz proszę Zibi, idź. Mia może przyjść tu w każdej chwili. Wczoraj po meczu była na mnie zła, że jej nie powiedziałam. Nie chcę żeby dowiedziała się o tym w taki sam sposób – złapałam go za dłoń, ciągnąc ku drzwiom.
   – Co jej powiesz? – stanął spoglądając prosto w moje oczy. Jego dłonie zacisnęły się delikatnie na moich ramionach.
   – Prawdę, już dziś. Powiem, że jesteś dobrym przyjacielem i jak wiele ci zawdzięczamy – uśmiechnęłam się delikatnie. Zibi pokręcił głową, tak jakby chciał zaprzeczyć. A przecież to prawda, tak bardzo mi pomógł.
   – A jeśli będzie na ciebie zła?
   – To Mia. Nie potwór bez serca. Nie będzie, zła. A teraz idź. Dziękuje, za odwiedzenie nas – spojrzałam na Sebastiana, o wzrok siatkarza podążył za moim.
   – Nie dziękuj. I Wiki, wszystko będzie okej. Sebek da radę – nachylił się nade mną, a jego wargi przyległy do mojego czoła. Mimowolnie uniosłam kącik ust do góry. Zanim wyszedł zdarzyłam tylko powiedzieć, bezgłośne „dziękuje”.

Dziesięć minut po wyjściu Bartmana do pomieszczenia weszła Mia. Minę miała nieciekawą i wyglądała jakby miała się za chwile popłakać.
    - Wszystko okej? – usiadła obok, patrząc przed siebie beznamiętnym wzrokiem.
    - Rozmawiałam z Grodeckim. Nie przeniesie mnie do Młodej Ligi. Muszę zostać tu gdzie jestem. A nie mogę się zwolnić – rzekła kładąc dłonie na kolanach.
    - Wracajmy do domu. Jest już osiemnasta – podniosłam się z miejsca. Podeszłam do inkubatora gładząc dłoń mojej Kruszynki. Tylko tyle mogłam zrobić. Gładzić jego drobną rączkę.

   - Rozmawiałaś z Michałem? – upiłam łyk czerwonego wina, patrząc na szatynkę. Pokręciła przecząco głową.
   - Dzisiaj w Borynie unikałam go jak ognia. Kilka razy chciał mnie złapać na osobności, ale uciekałam – pokiwałam głową na znak, że rozumiem.
   - Mia, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam spokojnie. Spojrzała na mnie unosząc brwi do góry. Nie spodziewała się tego.
   - Co?
   - Chodzi o Zbyszka – ze zdenerwowania zaczęłam skubać włókienka dywanu, na którym siedziałyśmy.
   - Bartmana? – poprawiła się, odstawiając lampkę wina na podłogę.
   - Tak. Chodzi o to, że…
   - Znacie się? – wtrąciła, a ja pokiwałam głową.
   - Jesteśmy coś na wzór przyjaciół. – powiedziałam szybko wypuszczając ze świstem powietrze. Czekałam aż zrobi się czerwona na twarzy i zacznie na mnie krzyczeć. Lecz nic takiego nie nastąpiło.
   - Długo się znacie? – zapytała spokojnie uśmiechając się. – Masz śmieszną minę.
   - Zaskoczoną – odchrząknęłam. – Poznałam go w połowie września w knajpce. Przez ostatnie dwa miesiące dużo mi pomógł.
   - A Kubiak? – usiadła po turecku, wlepiając we mnie swoje brązowe oczy.
   - Nie rozmawiam z nim. Rzadko go widuję.
   - Cieszę się, że możesz liczyć na Zibiego. On jest naprawdę dobrym przyjacielem – położyła dłoń na moim kolanie. – Powiadomiłaś Gabriela?
Zaskoczona jej pytaniem zamrugałam szybciej oczami. Co? Niby po jaką cholerę miałam do niego dzwonić?
   - Nie – odparłam stanowczo. – Dał mi wyraźnie do zrozumienia, że ja i nasze dziecko go nie obchodzimy – gdy dowiedział się, że jestem w ciąży, odczekał dwa tygodnie, po czym spakował swoje manatki i wyjechał. Typowy facet.
   - Powinien wiedzieć, ale to twoje decyzja.
   - Nie chcę go w naszym życiu. Moim, Sebastiana, ani w twoim – poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Ręce zaczęły mi się trząść, a oddech stawał się płytszy. Mia zauważyła to przysunęła się bliżej i przytuliła mnie do siebie. Tak dobrze mieć ją tuż obok.
 

Mia:

  Niektóre słowa naprawdę ciężko przechodzą mi przez gardło. Niektóre rzeczy są dla mnie trudne do wykonania. Lecz dla osób na których mi zależy, jestem gotowa zrobić naprawdę dużo. Kiedyś do tych osób zaliczał się Michał i Zibi. Teraz? Sama nie wiem. Gubię się w swoich uczuciach. Z jednej strony tak bardzo ich nienawidzę, a z drugiej, nie potrafię powiedzieć o nich złego słowa. Kolejny mecz Jastrzębia odbył się na ich terenie. Może dlatego dostali skrzydeł i wygrali 3:1? Ich radości nie da się opisać. Nawet moje zdjęcia nie pokazywały tego co działo się na parkiecie.
Schowałam aparat i zarzucając torbę na ramię, skierowałam się w stronę zawodników.
   - Zibi możemy porozmawiać? – Kubiak spojrzał na mnie jakby z rozczarowaniem. Bartman poderwał się z miejsca, wstając. Podeszliśmy pod bandy reklamowe, aby nikt nam nie przeszkadzał.
   - Co chcesz, Mia? – ton jego głosy był oschły.
   - Rozmawiałam z Wiki. Powiedziała mi o wszystkim – Zaczęłam prosto z mostu. Nie chciałam owijać w bawełnę i pytać o u niego słychać. Nie bardzo mnie to obchodziło.
    - I co, mam ją zostawić w spokoju, bo ty tak sobie życzysz? – zrobiłam zaskoczoną minę. Co mu przyszło do głowy?
   - Co? Nie. Chciałam powiedzieć, że doceniam to i dziękuje.
   - Nie zrobiłem tego dla ciebie – zaśmiałam się na jego słowa. Pewnie, że nie zrobił tego dla mnie. Nawet prze moment tak nie pomyślałam.
   - Wiem, Zbyszek. Nawet…
   - Nic już dla ciebie nie zrobię. Byłem przy Wiki, bo jest wspaniałą kobietą. Potrzebowała kogoś, a ciebie nie było. A przecież tyle dla ciebie znaczy. Bujdy. Ty nie masz uczuć Mia – rozchyliłam usta słuchając jego słów. Zabolało jak cholera. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Spuściłam głowę obserwując swoje buty.
   - Nie osądzaj Bartman, bo nic nie wiesz. A co do moich uczuć, to może masz racje. Ty i Twój kolega postaraliście się o to – spojrzałam na niego ze złością. Kto jak kto, ale Zbyszek nie ma prawa mnie osądzać.     – A i jeszcze jedno. Ty i Michał, jesteście ostatnimi osobami do których zwróciłabym się o pomoc. Już dawno nasza przyjaźń się skończyła. Ba! Mogę nawet stwierdzić, że nigdy nie byliśmy przyjaciółmi.
    - Jesteś samolubną suką, wiesz? Niedobrze mi się robi jak na ciebie patrzę. – znów zabolało. Tym razem ze zdwojoną siłą.
    - Może i jestem. Lecz przynajmniej nikogo nie oszukuję. Spójrz w lustro i popatrz na siebie Bartman – odwrócił się i poszedł bez słowa. Na hali nie było już praktycznie nikogo. Powolnym krokiem skierowałam się na zewnątrz. Zatrzymałam się na korytarzu zakładając kurtkę. Jak mógł powiedzieć, że nie zależy mi na Wiktorii!? Przecież jest moją jedyną rodziną. To z nią mam wszystkie wspomnienia. Pierwsze wypite piwo, zapalony papieros, ucieczka z domu dziecka. Znam ją dłużej niż on.
Gdy wyszłam na zewnątrz, na moich ustach od razu pojawił się uśmiech. Pierwszy śnieg w tym roku. Padał taki duży i śnieżnobiały. Na ulicy leżała go już cienka wrasta.
    - Śnieg – spojrzałam na Michała powstrzymując śmiech. Jak zawsze elokwentny.
    - Tak pierwszy w tym roku – wypowiedziałam to z taką lekkością jak nigdy. – Gratuluje wygranej z Resovią.
     - Dzięki. Taka wygrana dużo znaczy – gwałtownie odwrócił się ciałem w moją stronę, stając tak, że poczułam zapach jego perfum. Nie były to te same, co zawsze. Zmienił je.
     - Zmieniłeś perfumy? – uśmiechnął się, patrząc na mnie z uniesionymi do góry brwiami. – Tak mi się nasunęło. Nieważne – wyminęłam go idąc do przodu. Dogonił mnie i szedł ze mną ramię w ramię.
     - Nie sądzisz, że to dziwne, że to wyłapałaś? – wzruszyłam ramionami nie patrząc na niego.
     - Dlaczego? Zawsze uwielbiałam tamte perfumy.
     - Chyba właśnie dlatego je zmieniłem. Przypominały mi o tobie – uniosłam głowę spoglądając na jego twarz. Uśmiechał się sztucznie, a nogą rysował coś na śniegu. Staliśmy obok mojego auta, a niedaleko nas, stał Zbyszek. Spojrzałam na niego, a on ruszył w moją stronę. Michał nic się nie odzywał, czekając aż brunet do nasz podejdzie.
     - Mia, przepraszam – stanął przed nami, opierając się ręką o auto. – Za dużo powiedziałem i chcę żebyś wiedziała, że wcale tak nie myślę.
     - Okej, rozumiem – uśmiechnęłam się. – Ale naprawdę dziękuje za Wiki. – Chłopak uśmiechnął się kiwając głową.
     - Michał idziesz? – Kubiak spojrzał na mnie, po czym klepną Bartmana po plecach, i obaj ruszyli do swojego auta. Podążyłam za nimi wzrokiem. Michał odwrócił się w pewnym momencie do mnie i stanął na chodniku.
     - Jedź ostrożnie Mia. Wiem, że kochasz śnieg, ale ja nie nawadze tego białego szajsu – zaśmiałam się w głos, otwierając drzwi auta,
     - Wiem Misiek – nagle spoważniałam, łapiąc się na tym co powiedziałam. Michał też to zauważył bo spojrzał na mnie tym swoim czułym spojrzeniem. Pokręciłam głową wsiadając do środka.


Grudzień 2010:
   -Uwielbiam śnieg – ciemnowłosa dziewczyna wyszła z klatki jednego z warszawskich bloków. Wysoki szatyn podążał za nią. Podszedł do niej i obejmując w pasie pocałował w czubek głowy.
   – Wiem, dlatego idziemy na spacer.
   – Mój chłopak mnie rozumie – zaśmiała się spoglądając w jego niebieskie oczy.
   – Twój chłopak cię kocha.
   – A ja kocham swojego chłopaka – ujął jej dłoń w swoją rękę i ruszyli do przodu. Śnieg trzeszczał pod ich butami, a mróz szczypał w twarze. Lecz liczyło się to, że są razem.
   - Jadę jutro do Ostrołęki na kilka godzin. Na ten cały wernisaż – oznajmiła nie puszczając jego dłoni.
   - Wiem, skarbie. Jedź ostrożnie Mia. Wiem, że kochasz śnieg, ale ja nie nawadze tego białego szajsu.
   - Wiem Misiek. – zatrzymała się wspinając się na palce. pocałowała go w usta, nie martwiąc się o nic. O co mogli się martwić? Byli młodzi, nadal są. Cały świat stoi dla nich otworem. Lecz tego dnia nie przypuszczali, że błąd chłopaka może zaprzepaścić ich uczucie. Uczucie czyste i bezwarunkowe. Lecz czy można je zniszczyć? W końcu jest tak idealne, że aż niezniszczalne, nieśmiertelne. 

 Jak bardzo zmieniły się nasze życia? -To pytanie krążyło mi po głowie, odkąd Cię spotkałam. Tzara patrząc na to wszystko widzę, że nasze życia się nie zmieniły. Lecz nasze nastawienia względem siebie, owszem. Kiedyś rozmawialiśmy o wszystkim. Naszych planach, marzeniach, problemach. Teraz nie stać nas nawet na krótką wymianę szczerych słów. Rozmowa o pogodzie to jedyna nasza rozmowa od bardzo dawna. A ja nadal ją pamiętam. Kłóciliśmy się wtedy o Darka. Pamiętasz? Byłeś zazdrosny. A to przecież był mój szef. Nikt więcej. Nie wierzyłeś.
Teraz patrzysz na mnie i widzisz kobietę, która uciekła tak nagle, niespodziewanie. Przez pewien czas nie wiedziałeś nawet czy żyje. Kartka zostawiona na Twojej poduszce musiała Ci wystarczyć. Pamiętasz co było na niej napisane? ” Wyjeżdżam. Nie szukaj mnie. Nie chcę Cię znać. Kocham, Mia.” Paradoks, prawda?
Ja patrząc na Ciebie, widzę mężczyznę, który mnie zranił. Nigdy mnie nie kochałeś. To dlaczego patrząc w Twoje oczy widzę jak cierpisz?
Oszukałeś mnie Michał. Wiem mogłam zostać i wszystko wyjaśnić. Nie zostałam.
Popełniłam błąd? Możliwe.
Żałuję? Jak cholera.
Tęsknie? Każdego dnia coraz bardziej.
Kocham? Mówię, że już nie, lecz gdy Cię widzę, mam ku temu wątpliwości.
To zabawne prawda?
Dwoje na pozór dorosłych ludzi, plącze się w swoich uczuciach jak małe dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz